Nietypowe zawody odbywają się co 6-7 lat z okazji święta Onbashira Matsuri, co po japońsku znaczy "dzień świętego słupa". Wówczas do miasta Suwa położonego 200 km na północ od Tokyo przyjeżdża kilkaset tysięcy widzów z całej Japonii. Główną atrakcją są mężczyźni zjeżdżający na... drewnianym balu.
Olbrzymi drewniany kloc ma 20 metrów długości i waży dziesięć ton. Drużyny złożone z pięciu lub sześciu odważnych japończyków dosiadają bala i jadą. W dół ponad stumetrowego stoku o średnim nachyleniu 45 stopni.
Nie dać się zwalcować
Cała zabawa polega na tym, żeby z pędzącego bala nie zlecieć. Sport to niebezpieczny, na balu trudno się utrzymać, a kontuzje zdarzają się nadzwyczaj często. Niekiedy zawodnicy za zjazd płacą nawet życiem. Ten z nich, któremu uda się dojechać do końca zyskuje nieśmiertelną sławę i tytuł Hana-nori (wspaniałego jeźdźca).
Pechowcy i zwycięzcy
Co ciekawe, w tym roku jedynym rannym był 37-letni widz, który złamał nogę jeszcze przed rozpoczęciem zawodów.
Tytuł Hana-nori przypadł 45-letniemu Tsuyoshi Murata. - Nie wiem, dlaczego to robię. Ale czuję się wspaniale - mówił zwycięzca.
Prastara tradycja
Miejscowi uważają, że Onbashira Matsuri to uświęcony rytuał głęboko zakorzeniony w szintoizmie. Według organizatorów tradycja sięga 1200 lat wstecz i jest związana z rytualnym stawianiem na nowo głównej świątyni w mieście - symbolizującym odrodzenie i odnowę.
rs//mat
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: ReutersTV