Choć amerykański rząd już przyznał pomoc finansową General Motors i Chryslerowi wciąż nie jest pewne, czy te giganty przetrwają kryzys finansowy. Pewna jest za to sytuacja tych marek na Kubie.
Amerykańskie chevrolety i fordy wyprodukowane dekadę temu wciąż poruszają się po hawańskich ulicach. Stare buicki wyprodukowane jeszcze w latach 50 ubiegłego stulecia dumnie poruszają się jedną z najbardziej prestiżowych ulic Havany słynną Malecon Avenue.
Można tam też spotkać nie mniej zabytkowe, pamiętające czasy zimnej wojny łady, a także nowe koreańskie czy francuskie samochody. Jednak to amerykańskie maszyny budzą największy sentyment i napawają dumą swych właścicieli. Niejednokrotnie połatane chińskimi lub rosyjskimi częściami, z silnikami od innych maszyn, jeżdżą dzięki pieczołowitej pracy swoich właścicieli.
Z powodu embarga nałożonego w 1962 roku przez USA, Kubańczycy nie mają nawet możliwości zdobycia oryginalnych części. Mimo to, ich auta "z odzysku" wciąż są na chodzie. Sami Kubańczycy sugerują nawet, że w Stanach nie robi się już tak dobrych samochodów, jak kiedyś.
Po Kubie porusza się blisko 60 tysięcy takich "staruszków na czterech kółkach". W tym komunistycznym skansenie, gdzie prywatne środki lokomocji są reglamentowane, a publiczna komunikacja po prostu nie spełnia swoich zadań, taka maszyna to najlepszy sposób, by poruszać się po wyspie.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters