Szalony odkrywca na krześle z balonami czy pionier nowej gałęzi awiacji? Śledząc dokonania Kenta Coucha można powiedzieć, że zdecydowanie to drugie.
Amerykański Dzień Niepodległości (4 lipca) dla każdego amerykańskiego patrioty to nie tylko okazja do lenienia się w ogrodzie przy skwierczących kiełbaskach. Prawdziwy patriota musi zrobić coś, czym pokaże jak bardzo kraj swój kocha. Dlatego nie ma się co dziwić, że Kent Couch (jego nazwisko w tłumaczeniu na język polski brzmi "kanapa") nie będzie tylko siedział a ... poleci. Na krześle ogrodowym.
Couch nie jest jednak zwykłym amatorem. W powietrze wzbija się bowiem już trzeci raz. - Za pierwszym razem nikt nie chciał mi pomóc - wspomina Couch. Tym razem zdobył już nawet pomoc sponsora. W każdej próbie wspiera go grupa ochotników i żona Susan.
Profesjonalnie coraz bardziej
Podczas swojej kolejnej próby Couch zamierza przelecieć około 480 km, bijąc tym samym światowy rekord. Lot ma się odbyć na pokładzie ogrodowego krzesła, do którego zaczepione zostanie 150 wielkich lateksowych balonów z helem. Na swojej stronie internetowej pokazuje, jak to się robi. Przestrzegając jednak - jest to sport wyjątkowo niebezpieczny, i nie bierze on odpowiedzialności za loty swoich naśladowców.
Plany na przyszłość
Marzenia Coucha wydają się nie mieć granic - także tych geograficznych. Jeśli odniesie sukces, w przyszłym roku chciałby przelecieć na krześle nad kanałem La Manche, a może nawet nad Australią. Chociaż może zanim to uczyni, powinien porozmawiać z małżonką, która bardzo przeżywa każdy jego lot. - Byłam przerażona, ale staram się go wspierać - powiedziała po jego drugim locie z 2007 roku. - Zdaję sobie sprawę, że jak coś wpadnie mu do głowy, nie jest w stanie o tym zapomnieć.
Nie pierwszy, pewnie nie ostatni
48-letniego Kenta Coucha z Oregonu zainspirował kierowca ciężarówki Larry Walters, który w 1982 roku odbył w swoim krześle ogrodowym lot nad Los Angeles. Walters zyskał sławę oraz... mandat w wysokości 1500 dolarów za złamanie zasad ruchu lotniczego. Jego wyczyn został uwieczniony w słynnej "Księdze Darwina", choć swoja eskapadę przeżył (a księga z zasady uwzględnia tylko tych, którzy w niemądry sposób postradali życie).
Podobny pomysł miał też w kwietniu tego roku pewien brazylijski ksiądz. Jego lot zakończył się jednak mniej szczęśliwie - mimo poszukiwań prowadzonych przez lotnictwo i marynarkę nie został odnaleziony. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Źródło: PAP, tvn24.pl