Szklanka mleka dla Ryszarda Kalisza, kufel piwa dla Bronisława Komorowskiego, a kieliszek wódki dla Leszka Millera? Politycy w tym mleczarsko-piwnym temacie podzieleni są w takim samym stopniu, jak i w kwestiach stricte politycznych.
Prezydent Komorowski swoje upodobania zdradził w czwartek podczas spotkania ze studentami Uniwersytetu Warszawskiego. - Szliśmy do Harendy na cztery piwa plus tatar. Nie chodziliśmy do baru mlecznego, bo kto lubi mleko, niech pije mleko, a kto lubi co innego, to co innego - opowiadał podczas spotkania z żakami. - Ale potem wracaliśmy do lektorium, studiowaliśmy dalej - zastrzegł od razu.
"Pij mleko - dla dobra polskiej gospodarki"
Żarty, żartami, ale stan polskich rynków trunków to sprawa poważna. Janusz Piechociński z PSL zauważa, że mleczartswo w Polsce nie ma się najlepiej. - Proszę popatrzeć. Rynek barów mlecznych to jest pewnie z pół miliarda złotych w skali kraju. A piwa, według szacunków, Polacy wypiją w przyszłym roku za dwadzieścia miliardów. W związku z tymi potrzebami ministra finansów, prezydent stara się nam coś zasugerować - mówi poseł.
Politycznych podtekstów w tym alkoholowo-nabiałowym temacie trudno nie zauważyć. Na przykład Krzysztof Jurgiel, kojarzony z twardym, konserwatywnym jądrem PiS, ewidentnie lobbuje za frakcją mleczną. - Rzeczywiście spożycie mleka w Polsce na mieszkańca jest zdecydowanie niższe niż w innych krajach Unii Europejskiej, dlatego należałoby raczej promować spożycie mleka jako produktu, który jest dla zdrowia korzystny - tłumaczy polityk.
A może wódeczka?
Ale co z tego, skoro Joanna Kluzik Rostkowska - reprezentująca liberalne skrzydło partii Jarosława Kaczyńskiego - przyznaje się do tego, że jest we frakcji piwnej. - Nasza grupa, która niegdyś była grupą NZS-owską i szlakiem piwnym nieraz się przechadzała, do dziś się spotyka i kto może to przychodzi - opowiada posłanka.
Okazuje się, że w wrażliwej kwestii podzielona jest też lewica. Do frakcji mlecznej z pewnością należy Ryszard Kalisz - przed laty stały bywalec stołeczenego baru mlecznego przy Kasprowicza. - Stawało się najpierw do kasy i krzyczały pyzy! Ruskie! Naleśniki! To przecież jest historia nasza - wspomina polityk.
Z piwno-mlecznego podziału wyłamuje się były partyjny kolega Kalisza. Leszek Miller przedstawia trzecią drogę. - Ja nie chodziłem ani do baru mlecznego ani do piwnego. Jak miałem się ochotę napić, to chodziłem na wódkę. Ja jestem z baru wódczanego - wyznaje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24