Ostra krytyka kompromisowego prowizorium budżetowego ze strony prezydenta elekta Donalda Trumpa i miliardera Elona Muska pogrzebała projekt tymczasowego budżetu i spowodowała ryzyko "shutdownu" w nadchodzący weekend. Sprawa zagroziła też pozycji spikera Izby Reprezentantów Mike'a Johnsona.
Wypracowany przez obie partie projekt trzymiesięcznego prowizorium budżetowego, ogłoszony we wtorek, upadł w środę wieczorem - na dwa dni przed końcem obowiązywania obecnego budżetu - w wyniku interwencji Trumpa i Muska, szefa zespołu DOGE powołanego do obniżenia wydatków budżetowych. Obaj ostro skrytykowali projekt w mediach społecznościowych, wytykając, że zawiera zbyt wiele dodatkowych wydatków i "prezenty" dla Demokratów.
"Dwa dni na wypracowanie i uchwalenie nowego kompromisu"
W projekcie - obok kontynuacji obecnego budżetu - znalazł się szereg innych ustaw, w tym dodatkowe środki na pomoc stanom dotkniętym huraganami, a także zwiększenie płac kongresmenów.
Trump dodatkowo zażądał też, by w prowizorium znalazło się podniesienie limitu zadłużenia, nie chcąc, by doszło do tego podczas jego kadencji.
Jak pisze "Washington Post", w rezultacie interwencji Trumpa Kongres ma dwa dni na wypracowanie i uchwalenie nowego kompromisu, by uniknąć tzw. shutdownu, tj. wstrzymania realizacji większości funkcji państwa do czasu uchwalenia budżetu. Obowiązujące prowizorium budżetowe upływa z końcem piątku.
W czwartkowych wywiadach dla NBC News i Fox News Trump zagroził, że "pozbędzie się" tych Republikanów, którzy nie poprą jego żądań w sprawie podniesienia limitu zadłużenia. Jakiekolwiek nowe prowizorium musi uzyskać zgodę przynajmniej części Demokratów (mają oni większość w Senacie), którzy jednak prawdopodobnie zażądaliby dodatkowych ustępstw w zamian za swoją zgodę.
Ryzyko shutdownu na 60-70 procent
Telewizja Fox News ocenia, że dojście do kompromisu przed weekendem będzie bardzo trudne, bo negocjacje w sprawie długu trwają zwykle tygodniami, a część Republikanów zawsze głosuje przeciwko podniesieniu limitu. Reporter stacji ocenił ryzyko shutdownu na 60-70 proc.
Mimo to Trump bagatelizował sprawę, zwracając uwagę, że jeśli dojdzie do zamknięcia rządowych agencji, odbędzie się to jeszcze za kadencji Joe Bidena. Poparcie dla idei shutdownu poparło też kilkoro kongresmenów.
Prezydent elekt, podobnie jak część kongresmenów skrajnego skrzydła Partii Republikańskiej, zasugerował też, że jeśli jego żądania nie zostaną spełnione, spiker Izby Reprezentantów Mike Johnson może stracić swoje stanowisko w nowym Kongresie. Republikanie będą mieć w nim przewagę pięciu głosów i wystarczy bunt trzech kongresmentów, by zniweczyć szanse Johnsona. Jak notuje "Washington Post", sprzeciw wobec spikera zgłosiła już wystarczająca liczba kongresmenów.
Senator Republikanów Rand Paul stwierdził tymczasem, że nowym spikerem mógłby być Elon Musk.
"Nic nie zakłóciłoby bagna bardziej, niż wybranie Elona Muska. Pomyślcie o tym...nic nie jest niemożliwe" - napisał na platformie X.
Musk, który ma przewodzić projektowi restrukturyzacji państwa i radykalnych cięć wydatków, zamieścił w środę kilkadziesiąt wpisów krytykujących ustawę i groził "zakończeniem karier" polityków ją popierających.
Government shutdown to w skrócie taki stan, w którym mamy do czynienia z brakiem porozumienia dotyczącego zapisów w ustawie budżetowej. Shutdown skutkuje częściowym wstrzymaniem działalności instytucji finansowanych z budżetu federalnego. Ustawę budżetową uchwala w USA Kongres. Aby ustawa mogła wejść w życie, musi dojść w tej sprawie do porozumienia pomiędzy Kongresem a prezydentem. Jeśli nie ma porozumienia, a co za tym idzie podpisu prezydenta pod dokumentem, rozpoczyna się government shutdown.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/Mohammed Badra