Policja w Nowej Zelandii bada zagrożenie związane z zatruciem produktów mlecznych dla dzieci - pisze "Bloomberg". I dodaje, że ten fakt stawia na skraju reputację jednego z największych na świecie eksporterów produktów mleczarskich. A to już odbiło się na lokalnej walucie, która zanotowała spadki.
Jak czytamy, groźba została opisane w listach przesłanych do Fonterra Cooperative Group Ltd. i Federacji Farmerów Nowej Zelandii. Zgodnie z anonimowym listem, środkiem znanym jako "1080" zanieczyszczone mają zostać produkty dla dzieci. Warunek: do zagrożenia nie dojdzie, jeśli rząd zaprzestanie używania pestycydów do kontroli liczby dzikich zwierząt do końca tego miesiąca.
Rząd zapewnia, że przeprowadzone do tej pory testy - ponad 40 tys. - nie potwierdziły obecności żadnych ilości trucizny.
Zagrożenie realne?
"Bloomberg" zaznacza, że obawa związana z produktami mleczarskimi pojawia się po tym, jak w 2013 roku wszczęty został fałszywy alarm o zatruciu jadem kiełbasianym. Do tego dołączają się ostatnie skandale z bezpieczeństwem żywności w Chinach. To może przyczynić się do spadku zapotrzebowania na eksportowe produkty i zwiększyć podaż na krajowym rynku - czytamy.
Przemysł mleczarski stanowi największy dział eksportowy w Nowej Zelandii. 29 proc. produkcji jest sprzedawana za granicę, a sam eksport stanowi 1/3 całej produkcji Nowej Zelandii. Jak pisze "Bloomberg", największym odbiorcą nowozelandzkich przetworów mlecznych są Chiny. Eksport ten wart jest rocznie 10 mld dolarów amerykańskich.
- Prawdopodobieństwo zagrożenia jest "bardzo niskie", a Nowa Zelandia jest w ścisłej współpracy z partnerami handlowymi, w tym z Chinami - powiedział premier John Key na konferencji prasowej. Na informacje zareagował dolar nowozelandzki, który zanotował spadek wartości - i znajduje się na poziomie 72,77 centów amerykańskich. Zniżki odnotował też fundusz Fonterra Shareholders’ Fund.
W oświadczeniu firma Fonterra podkreśliła, że "może w pełni zapewnić klientów i konsumentów, że mleko i produkty mleczne są bezpieczne i posiadają wysoką jakość". "Bezpieczny jest też nasz łańcuch dostaw" - zaznaczyła firma.
Ostry sprzeciw
Obrońcy zwierząt od wielu lat, w tym Światowa Liga Ochrony Zwierząt sprzeciwia się używaniu środka chemicznego 1080, który jest stosowany do kontrolowania liczby dzikich zwierząt. Ich zdaniem powoduje on powolną i przerażającą śmierć. Obawy dotyczą również bezpieczeństwa dostaw wody pitnej w miejscach, gdzie 1080 jest stosowany. Nowa Zelandia zużywa aż 80 proc. światowych dostaw tej trucizny. Minister handlu Tim Groser podkreślił, że Nowa Zelandia "poinformowała władze w krajach będących głównymi rynkami o możliwym zagrożeniu i podjętych w tej sprawie działaniach". - Podjęliśmy działania w celu ochrony systemu żywnościowego, w tym wprowadziliśmy rygorystyczne testy. Jest bardzo mało prawdopodobne, by ktoś mógł celowo zanieczyścić żywności podczas procesu produkcji. Nie ma na to dowodów - zaznaczył Key.
Autor: mn / Źródło: Bloomberg
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu