Rosyjskie zapowiedzi o nieprzedłużeniu umowy tranzytowej z Ukrainą czy wypowiadane wprost groźby wstrzymania dostaw gazu do Europy, to próba wywarcia politycznego nacisku na UE - uważają eksperci. Szanse na realizację takiego scenariusza są - ich zdaniem - nikłe.
- Pojawiające się ostatnio informacje dotyczące nieprzedłużania przez Gazprom obecnej umowy tranzytowej z Ukrainą i komentarze związane z możliwością wstrzymania dostaw gazu do Europy, są kolejną próbą wywarcia przez Rosję nacisku na Europę. Rosja stara się udowodnić, że mimo trudnej sytuacji gospodarczej spowodowanej nałożonymi sankcjami, niskimi cenami ropy i gazu, a także deprecjacją rubla, cały czas jest w stanie wywierać polityczny wpływ na Europę - powiedział we wtorek Bartosz Milewski z Hermes Energy Group.
Różne źródła
Ekspert rynku Robert Zajdler z Instytutu Sobieskiego zauważa zaś, że nawet jeśli jest to próba politycznego nacisku, jest ona spóźniona. Jak zaznaczył ustalenia dotyczące unii energetycznej wskazały jasno kierunek, w jakim zmierza UE. - Ma to być przede wszystkim dywersyfikacja kierunków i źródeł dostaw oraz rozwój rynku LNG - podkreślił. W przeciwieństwie do Rosji i Gazpromu, UE zaczyna postrzegać rynek gazu podobnie jak rynek ropy, czyli globalnie, gdzie towar jest dostępny i nie ma jednego dominującego podmiotu. - Tymczasem Gazprom próbuje pokazać jak to dotąd było dobrze w oparciu o długofalowe relacje oparte na wspólnych inwestycjach i zależnościach tego, który dostarcza gaz i tego, który go konsumuje. Świat jednak poszedł w innym kierunku, więc to raczej próba zachowania status quo - powiedział Zajdler.
Nie przedłużą?
W poniedziałek agencja TASS zacytowała wypowiedź rosyjskiego ministra energetyki Aleksandra Nowaka, że Rosja nie planuje przedłużenia wygasającego w 2019 roku kontraktu z Ukrainą na tranzyt gazu do Europy. Wcześniej taką samą deklarację złożył prezes rosyjskiego Gazpromu Aleksiej Miller. - Wszystkie wysiłki są teraz skierowane na zbudowanie systemu przesyłu gazu na granicy turecko-greckiej i dostarczanie surowca odbiorcom w Europie Południowo-Wschodniej i Środkowej tą trasą - oświadczył Nowak. Miller ze swej strony zauważył, że zablokowanie przez Komisję Europejską budowy magistrali South Stream miało tylko jeden cel - utrzymanie status quo z tranzytem rosyjskiego gazu przez terytorium Ukrainy. Zasugerował też, że po 2019 r. koncern może wstrzymać dostawy do Europy tej części gazu, która teraz płynie tam przez Ukrainę, do czasu zbudowania przez jego europejskich partnerów infrastruktury niezbędnej do odbioru paliwa z granicy turecko-greckiej, dokąd dotrze ono za pośrednictwem projektowanego gazociągu Turkish Stream (Turecki Potok).
Będzie przerwa?
- Tureckiego Potoku po dnie Morza Czarnego nie musimy uzgadniać z europejskimi partnerami. Zbudujemy gazociąg i będziemy czekać. Za ryzyko czasowe odpowiada Unia Europejska - powiedział Miller. - Nasz atut konkurencyjny polega na tym, że możemy zrobić przerwę, jeśli zostaniemy do tego zmuszeni. Przerwa może trwać dość długo - podkreślił. Zdaniem Milewskiego wypowiedzi Millera to dodatkowy argument, jaki Rosja będzie starała się wykorzystać przy budowie nowego gazociągu przez Morze Czarne do Europy. - Zgodnie z oczekiwaniami Rosji gazociąg powinien zostać zwolniony z regulacji unijnych (dotyczących między innymi dostępu stron trzecich), ale podobnie jak w przypadku South Stream Komisja Europejska może nie wyrazić na to zgody. Zagrożenie brakiem tranzytu gazu przez Ukrainę, w ocenie Rosji, może skutkować próbą wywarcia presji na KE w celu uzyskania ustępstw m.in. w tym zakresie - powiedział Milewski.
Potrzebują zbytu
Jednak - jak podkreślił ekspert - trzeba pamiętać, że słabnąca gospodarka Rosji potrzebuje obecnie rynków zbytu i nie może pozwolić sobie na wstrzymanie lub zmniejszenie dostaw gazu do Europy. - Gdyby tak się stało, pozycja Gazpromu, jako dostawcy gazu, ucierpiałaby znacząco, dużego uszczerbku doznałby również budżet rosyjski, oparty w dużej mierze na surowcach - zaznaczył. - Ryzyko rozwoju negatywnego scenariusza na razie jest niewielkie, z drugiej jednak strony postawa Rosji jest wystarczającym sygnałem dla Europy, aby zintensyfikować prace nad dalszym uniezależnianiem się od rosyjskiego gazu - powiedział Milewski.
Spełni groźby?
Dlatego - jego zdaniem - konieczna jest zdecydowana reakcja KE, co do planów dywersyfikacyjnych. - To powinno być odpowiedzią na próby wywierania politycznego nacisku przez Rosję, aby zminimalizować możliwość wywierania takiej presji w przyszłości - podkreślił. Robert Zajdler nie ma wątpliwości, że Gazprom spełni swe groźby i przestanie dostawiać gaz do Europy. - Te wypowiedzi, to raczej argumenty w dyskusji nie sądzę, by gdyby przyszło, co do czego, to Gazprom powie "dziękuję" tak wielkiemu odbiorcy jak Europa. Te groźby nie są realne. Rynek europejski jest tak samo ważny jak azjatycki - dodaje.
Autor: msz//km / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: gazprom-neft.com