Dla jednych jest wizjonerem, dla innych bezwzględnym terminatorem w świecie biznesu. - Rywalizuję, zawsze chcę wygrać - tłumaczył Bernard Arnault, najbogatszy człowiek świata, szef imperium dóbr luksusowych LVMH. - Zawsze trzeba być trochę przestraszonym, a w związku z tym być uważnym - dodał.
Bernard Arnault, najbogatszy człowiek świata, rzadko pojawia się publicznie i nie jest aktywny w mediach społecznościowych. Mówi się, że jest znany z utrzymywania ścisłej diety, regularnej gry w tenisa, że pracuje 24 godziny na dobę i o tym, że gdy w końcu ustąpi w prowadzeniu firmy, dojdzie do prawdziwej "Gry o tron".
Arnault: to dopiero początek
Miliarder zdradza podczas spotkania ze studentami w Oxford Union, że od dziecka lubił muzykę i myślał nawet o tym, aby zostać pianistą. Jednak nie grał na tyle dobrze, aby móc zajmować się tym zawodowo. Ta decyzja pokazuje jego sposób myślenia. - Rywalizuję, zawsze chcę wygrać - tłumaczył.
Anna Wintour, długoletnia redaktorka Vogue, opisując Arnaulta podkreśliła też, że on nie lubi słyszeć słowa "nie" - To nie jest część jego słownictwa. "Nie" od konkurentów, od wyznaczonych celów czy działaczy na rzecz środowiska - zaznaczyła.
Stworzył LVMH (Louis Vuitton Moet Hennessy), w skład której wchodzi 75 marek takich jak Dom Perignon, Christian Dior, Tiffany & Co. Kierowane przez niego imperium dóbr luksusowych niedawno pobiło nowy rekord. Jak wynika z danych Refinitiv, kapitalizacja spółki sięgnęła w tym tygodniu 400 miliardów dolarów.
To jednak nie wszystko. Arnault zajmuje wysokie miejsce na liście najbardziej majętnych ludzi świata od ponad 15 lat. Z prowadzonego na bieżąco rankingu miliarderów tworzonego przez agencję Bloomberg wynika, że 73-letni Francuz z majątkiem wycenianym na poziomie 184 mld dolarów znacznie - o 50 mld dolarów - wyprzedza zajmującego drugie miejsce Elona Muska.
W takich rankingach dominują miliarderzy z branży technologicznej i to na ich majątkach znacząco odbijają się słabnące rynki, spowolnienie gospodarcze. W 2022 roku zmniejszył się także majątek Arnaulta, jednak i tak poradził sobie lepiej niż osoby z branży technologicznej. W tym kontekście ciekawe są jego słowa wypowiedziane wiele lat temu: "Jeśli porównasz nas do Microsoftu, jesteśmy mali"- mówił. "To dopiero początek" - zapowiadał.
Moc nazwiska
Bernard Arnault urodził się w 1949 roku we francuskiej miejscowości Roubaix. Studiował inżynierię na paryskiej Ecole Polytechnique, by później zacząć pracę w firmie deweloperskiej swojego ojca, Ferret-Savinel, której założycielem był jeszcze jego dziadek. Te doświadczenia składają się na jego sposób myślenia, bo uważa, że to właśnie biznes rodzinny jest kluczowym punktem w budowaniu ponadczasowego biznesu.
Punktem zwrotnym był wyjazd do Nowego Jorku w 1971 roku. - Wylądowałem na lotnisku, wziąłem taksówkę i zacząłem rozmawiać z kierowcą. Okazało się, że on lubi Francję, więc zapytałem, czy zna Georgesa Pompidou. Nie kojarzył naszego ówczesnego prezydenta, ale znał Christiana Diora. I mnie to zastanowiło - opowiadał.
Nazwisko Diora już wtedy było rozpoznawalne w wielu krajach. - Gdy wracam do tej rozmowy w taksówce, to rozumiem, co to znaczy moc nazwiska.
Przejął stery nad budowlaną firmą rodzinną Ferret-Savinel w wieku 25 lat. Po tym, jak socjalista François Mitterrand został prezydentem Francji w 1981 roku, Arnault przeprowadził się do Stanów i próbował stworzyć oddział firmy za oceanem.
W tym czasie Christin Dior miał duże kłopoty finansowe, co wykorzystał twórca dzisiejszego LVMH i kupił Boussac Saint-Frères, do której należała między innymi marka Christian Dior. Boussac Saint-Frères produkowała również jednorazowe pieluchy. Arnault zobowiązał się wtedy do wznowienia produkcji i zachowania miejsc pracy, ale zamiast tego zwolnił 9 tysięcy pracowników. Krytycy oburzali się na jego podejście. Pewien dziennikarz ujął to tak: "Już wtedy miał czarujący uśmiech, ale zęby ze stali". Dla jednych jest wizjonerem, dla innych bezwzględnym terminatorem w świecie biznesu. Mówiono o nim, że jest drapieżnikiem, a nie twórcą.
"Musisz mieć świadomość, że najgorsze właśnie nadchodzi"
Pobyt w Nowym Jorku nauczył go upatrywać szans inwestycyjnych między innymi w podupadających biznesach. Dior to nie jedyny przykład. Pod koniec lat 80. zdecydował się na wrogie przejęcie Moet Hennessy-Louis Vuitton. W tym celu wykorzystał spór, jaki toczyli szefowie dwóch marek tego koncernu. W 1990 roku przejął ostatecznie kontrolę nad firmą. W jej skład wchodzi słynny producent szampanów Moet & Chandon oraz producent koniaku Hennessy produkowanego od 1765 roku.
Forbes podaje, że po przejęciu LVMH Arnault wydał miliardy na zakup wiodących europejskich firm z sektora mody, perfum, biżuterii i zegarków, a także luksusowych win i napojów spirytusowych.
Kolejne przejęcie miało miejsce w kwietniu 2019 roku, kiedy LVMH zapłaciła 3,2 miliarda dolarów za londyńską grupę hotelową Belmond. Obiekty należące do sieci obejmują hotel Cipriani w Wenecji, słynny skład Orient Express i trzy luksusowe chaty safari w Botswanie.
Taki ma styl. Jego pomysły biznesowe często zaczynały się od kupowania domów mody, które nie radzą sobie na rynku i przekształcania ich w największe marki świata. On sam też nieustannie myśli o zagrożeniach. - Musisz mieć świadomość, że najgorsze właśnie nadchodzi. Uważam, że nigdy nie powinniśmy czuć pełnego zadowolenia. Zawsze trzeba być trochę przestraszonym, a w związku z tym być uważnym - tłumaczył swoją strategię.
Zdradza też, że w większości sytuacji próbuje zidentyfikować wszystko to, co może pójść źle. - Chodzi też o ciągłe zadawanie sobie pytań: czy nasza praca jest wystarczająca dobra i czy zarządzamy w dobrym kierunku? Długoterminowo trzeba patrzeć optymistycznie, ale krótkoterminowo analizować możliwe negatywne wydarzenia - wyjaśnia.
LVMH zbudowany jest głównie na udanych przejęciach, ale Arnault ma też słynne porażki. Pokonał go Francois Pinault, jeden z najbogatszych ludzi we Francji i w konsekwencji nie został właścicielem domu mody Gucci.
Nie doszła do skutku również próba wrogiego przejęcia Hermes International, 182-letniego producenta jedwabnych apaszek i kultowych torebek Birkin. Forbes podaje, że LVMH stosował taktykę powszechną wśród funduszy hedgingowych, czyli swapy akcji rozliczane w gotówce. W rezultacie potajemnie nabył 17 proc. akcji firmy Hermes, który to zakwestionował te praktyki. Cała sprawa zakończyła się dopiero w 2017 roku, gdy LVMH zrzekł się większości swoich udziałów. "Jeden z członków klanu Hermes nazwał go 'wilkiem w kaszmirze' za drapieżne sposoby, jakimi próbował przejąć ich firmę" - pisał Bloomberg.
Aktualnie Arnault jest krytykowany przez francuskie media za wkład w emisję dwutlenku węgla, bo korzysta z prywatnych samolotów. Jego dzieci stanęły w obronie ojca tłumacząc, że prywatny samolot daje kierownictwu firmy przewagę w wyścigu o to, kto będzie pierwszy, jeśli chodzi o nowy produkt czy transakcję.
Jesienią 2022 roku miliarder ogłosił w wywiadzie dla Radio Classique, którego właścicielem jest LVMH, że sprzedał prywatny samolot. Zamiast tego zaczął wynajmować prywatne samoloty. Zdaniem części komentatorów prawdziwym powodem nie jest dbanie o ekologię, ale to, że w ciągu ostatniego roku pojawiło się wiele kont na Twitterze, które śledzą i udostępniają publicznie dostępne dane o lotach, nagłaśniając aktywność takich osób jak Arnault czy Elon Musk.
Rozmowa z Jobsem
Bernard Arnault ma pięcioro dzieci z dwóch małżeństw, z których wszystkie pracują obecnie w firmie lub jednej z jej marek. Ważne jest dla niego, aby zachować status firmy rodzinnej, aby to rodzina miała kontrolę nad LVMH, czyli niepodważalne 48 procent udziałów. Tłumaczy, że w rodzinnym biznesie można myśleć długoterminowo. - Nie skupiam się na wynikach półrocznych. Istotne jest dla mnie to, czy zainteresowanie moimi markami będzie takie same za dziesięć lat.
Jako przykład podaje też swoją rozmowę z Stevem Jobsem, założycielem Apple. - Miałem szczęście poznać Steve’a na początku 2000 roku. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy. Powiedział mi, że nie jest pewny, czy jego iPhone za 50 lat będzie sukcesem, ale był pewny, że w dalszym ciągu będziemy pić Dom Perignon.
To dlatego proces przygotowania do przejęcia sterów nad poszczególnymi firmami przez dzieci zaczynał możliwie jak najwcześniej. Antoine Arnault, jego syn, aktualny prezes Berluti - spółki, która powstała w 1895 roku - wspomina w CNBC pierwszą rozmowę na ten temat. - Jak miałem 17 lat, to tato dał mi parę butów marki Berluti. Zresztą były one jednymi z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek widziałem. Jednocześnie przekazał mi esencję tego, o czym był ten biznes: o wyjątkowości, o pięknie, ale i odpowiedzialności. Wtedy zrozumiałem, że to będzie ten obszar, którym będę zarządzał.
90 procent spotkań go nie zachwyca
Bernard Arnault wraca często do tego podczas wywiadów, że rodzina jest kluczowym elementem sukcesu w branży dóbr luksusowych. Chociaż mówi również, że nie przepada za słowem luksus. - Lepsze jest połączenie jakości i kreatywności.
- W moim ojcu wielu dopatruje się wspaniałego finansisty, który strategicznie buduje imperium, ale to nie tylko o to chodzi - zdradza Antoine Arnault.
Chodzi o umiejętność rozmowy z kreatywnymi ludźmi. LVMH to poligon dla ambitnych projektantów, którzy chcą się wybić. To były historie Marca Jacobsa, Virgila Abloh w Louis Vuitton, Rafa Simons w Christian Dior czy Phoebe Philo w Celine. Oni wszyscy nadali swoim markom nowatorski charakter. Przykładem może być też to, jak debiutował Virgil Abloh projektując świecącą w ciemności torbę, w której wykorzystał światłowód do podświetlenia logo LV w kolorach tęczy.
- Ojciec sprawia, żeby oni się przy nim rozwijają. Nie chodzi tylko o wygenerowanie dodatkowych przychodów czy podwojenie biznesu dzięki kreatywnym ludziom, chociaż to jest ostatecznie konsekwencja tej współpracy - zaznaczył.
Arnault rozkoszuje się kunsztem rzemiosła, lubi ekscentrycznych projektantów, perfumiarzy, jest kolekcjonerem sztuki, ale jednocześnie pilnuje priorytetów.
- Pamiętam, jak ojciec mówił że 90 procent czasu spędza na spotkaniach, które tak naprawdę go nie pochłaniają, nie zachwycają - kontynuuje opowieść jego syn. - Z kolei jest 10 procent takich, które go fascynują, jak na przykład spędzany kiedyś wspólnie czas z projektantem Karlem Lagerfeldem czy architektem Frankiem Gehry. To są te momenty, które dają dużo radości, ale on ma świadomość, że to ta cała reszta jest ważna i potrzebna.
Kto zastąpi Bernarda Arnault?
Bernarda Arnault mówi, że ludzie pytają go cały czas, kto go zastąpi. Odpowiada, że "najważniejsze dla grupy jest to, co najlepsze. Zobaczymy, czy znajdziemy to w rodzinie, czy poza nią".
Jak długo zamierza angażować się w rozwój firmy? Na razie jest tak, jak mówi jego syn. - Przyjeżdża wcześnie rano do biura i pracuje do nocy. Lubi podejmować decyzję, nawet te trudne.
Niedawno Bernard Arnault zadecydował, że jego córka Delphine obejmie stanowisko dyrektorki generalnej Diora. To druga co do wielkości marka wchodząca w skład modowego imperium. Dyrektorką generalną Diora zostanie już 2 lutego. Obecnie najstarsza córka Arnaulta pełni funkcję wiceprezesa wykonawczego Louis Vuitton i odpowiada za produkty oferowane przez koncern.
W zeszłym miesiącu Bernard Arnault powołał swojego syna Antoine Arnaulta na stanowisko prezesa spółki holdingowej, która kontroluje 41 proc. kapitału i 56 proc. praw głosu w grupie LVMH.
"Każde z piątki dzieci Bernarda Arnaulta zajmuje obecnie wysokie stanowiska we francuskim koncernie. Na sukcesję muszą jednak jeszcze poczekać. W zeszłym roku zmieniono regulamin koncernu i wydłużono okres, do którego dyrektor generalny może obejmować swoje stanowisko z 75 do 80 lat" - pisze "The Guardian".
Źródło: TVN24 Biznes/ Bloomberg/ The Economist/ Forbes/ Reuters/ CNBS/ Oxford Union/ The Guardian/ BI