Skoro nie ma konkurencji to Google dyktuje warunki w sprzedaży reklamy online, Meta dyktuje warunki sprzedaży reklamy w mediach społecznościowych, a media tradycyjne dostają taki kawałek tego tortu, na jaki muszą się zgodzić, bo nie mają z kim tak naprawdę o tym dyskutować - stwierdziła na antenie TVN24 Sylwia Czubkowska, Techstorie, Tok FM, komentując zmiany w prawie autorskim.
Polskie media apelują do polityków o zmiany w treści przyjętej przez Sejm nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Domagają się wzmocnienia pozycji wydawców w relacjach z gigantami technologicznymi, takimi jak Google, Microsoft czy Meta, którzy zarabiają na treściach dziennikarskich, choć sami ich nie tworzą.
O co chodzi w proteście mediów
- To jest tak naprawdę więcej niż walka właśnie o naszą dziennikarską sprawę. To nie jest sprawa tylko mediów, to nie jest sprawa tylko dziennikarzy. W tym momencie problem dotyczy ewidentnie rynku medialnego, ewidentnie też na końcu dziennikarzy, ale jest to element większego konfliktu, większego problemu i większego zjawiska. W tym haśle, które było opublikowane, było zwrócenie się do polityków i wyglądało tak jakby to trochę znowu był skok jakiejś władzy na wolności mediów - mówiła Czubkowska.
Na pytanie, jakie są strony w tym sporze, dziennikarka odpowiedziała: - Politycy są tutaj tak naprawdę trochę wykonawcami, a nie stroną. Stroną z jednej strony oczywiście są media, a z drugiej strony mamy wielkie korporacje technologiczne - big techy - głównie tak naprawdę Google i Meta. Chodzi o zmianę zasad, na jakich doprowadzono do dużej dysfunkcji na rynku reklamy tak naprawdę, do powstania duopolu reklamowego, w którym Google jest monopolistą na rynku sprzedaży reklamy online'owej, a Meta jest monopolistą na rynku sprzedaży reklamy w mediach społecznościowych.
Dodała, że "co ważne, te reklamy są sprzedawane także dzięki treściom dziennikarskim, na treściach dziennikarskich i co więcej, ich sprzedaż powoduje spadki bardzo często też ruchu w samych serwisach, portalach, serwisach należących do gazet, czy będących częścią koncernów telewizyjnych, radiowych".
Zdaniem Czubkowskiej "dopuściliśmy, bo do tego też dopuściły media przez ostatnie kilkanaście lat do wyrośnięcia potężnych gigantów w sprzedaży reklamy, a same na tym tracą".
- Jest dyrektywa unijna i to nie jest dyrektywa nowa, bo ona została uchwalona w Unii Europejskiej w 2019 roku, czyli pięć lat temu. Od trzech lat już powinna obowiązywać. Niestety, nasz poprzedni rząd zaskarżył ją do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Uważał, że nie za bardzo jest tutaj potrzeba wspierać media, ale także artystów, bo ona jest dyrektywą także wyrównującą szansę filmowców czy muzyków. Uważał, że ważniejsza jest konkurencja na rynku, czyli tak de facto trochę zagwarantowanie tym gigantom technologicznym swobodnego dalszego rozwoju. Tyle że oni już swobodnie się rozwinęli i to bardzo - podkreśliła dziennikarka.
Użyła również analogii do handlu i stwierdziła, że można sobie "wyobrazić taką sytuację, że mamy tylko dwa największe dyskonty i te dwa największe dyskonty konkurują głównie ze sobą, ale niekoniecznie konkurują, bo mają troszeczkę inny towar do sprzedaży".
- Ale nikt inny już się nie utrzymuje na rynku sprzedaży, więc w pewnym momencie to już nie ma konkurencji, tylko dostajemy tylko te produkty i tylko w takich cenach, jakie te dwie sieci mogą nam zaoferować, bo nie ma konkurencji. I tak wygląda trochę sytuacja aktualnie na rynku reklamy. Skoro nie ma tej konkurencji to Google dyktuje warunki w sprzedaży reklamy online, Meta dyktuje warunki sprzedaży reklamy w mediach społecznościowych, a media tradycyjne dostają taki kawałek tego tortu, na jaki muszą się zgodzić tak naprawdę, bo nie mają z kim tak naprawdę o tym dyskutować - wyjaśniła Czubkowska.
Głosowanie w Senacie
Nowelizacja prawa autorskiego, uchwalona przez Sejm, wdraża unijną dyrektywę w sprawie wynagrodzenia za wykorzystywanie utworów - w tym m.in. artykułów - przez wyszukiwarki, media społecznościowe oraz platformy streamingowe.
W przepisach pojawia się nowe pojęcie prawa wyłącznego, które wprowadza kwestię wynagrodzenia od Google, Mety (Facebook) i Microsoftu (np. wyszukiwarka Bing) za korzystanie z treści przygotowanych przez media.
Zgodnie z brzmieniem przepisów, które przegłosowali posłowie, media, czyli wydawcy, zarówno mali, jak i duzi, mają same ustalić z gigantami technologicznymi reguły i wysokość wynagrodzenia. Bezpośrednio lub przez pośrednictwo organizacji zbiorowego zarządzania. Doświadczenie z innych państw pokazało, że jest to długotrwały i trudny proces, stąd poprawka posłanki Lewicy Darii Gosek-Popiołek, która zakłada pewne ułatwienie. Mianowicie, jeżeli w ciągu trzech miesięcy od złożenia wniosku o rozpoczęcie negocjacji nie dojdzie do porozumienia, to strony mogą wystąpić do prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów o przeprowadzenie mediacji. Jeśli mediacja nie przyniesie efektów w ciągu trzech miesięcy, to prezes UOKiK mógłby swoją decyzją ustalić warunki wynagrodzenia.
Do tego pojawiła się propozycja, by dokładnie określić, kiedy wydawcy przysługuje wynagrodzenie oraz by duże korporacje technologiczne miały obowiązek udostępniania wydawcom danych dla określenia jego wysokości. Poprawki zaproponowane przez Darię Gosek-Popiołek odpowiadały na apel wydawców skierowany do posłów i senatorów.
Posłowie Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Konfederacji odrzucili jednak wspomniane poprawki Lewicy, które wprowadzały w projekcie zmiany, o której apelowali wydawcy. Teraz mają powrócić one w Senacie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock