Na rynku pracy po raz pierwszy od 2002 roku pojawiły się zawody nadwyżkowe - pisze "Gazeta Wyborcza", powołując się na informacje uzyskane w Urzędzie Pracy w Warszawie. Jest za dużo nie tylko filologów i tłumaczy oraz grafików komputerowych. - Na stanowisko dyrektora zarządzającego do jakieś dużej firmy, dostajemy aż 400 CV. Dla porównania: kiedy szukamy inżyniera, otrzymujemy 20 aplikacji - przyznaje w rozmowie z dziennikiem specjalista zajmujący się rekrutacją pracowników.
W swoim artykule "GW" opisała między innymi prognozę wykonaną na zlecenie Urzędu Pracy w Warszawie. W 2025 roku brakować będzie przede wszystkim pracowników fizycznych.
Za dużo i za mało pracowników
"Na pierwszym miejscu znajdują się budowlańcy, a w szczególności betoniarze, zbrojarze, cieśle, stolarze budowlani, murarze oraz tynkarze" - pisze "Wyborcza". - Deficyt ten jest spowodowany brakiem wykwalifikowanych kandydatów oraz niskim zainteresowaniem młodzieży kształceniem się w tych profesjach. Obecnie pracownicy w tych zawodach zdobywają umiejętności głównie poprzez praktyczne przyuczenie do pracy, a nie poprzez formalne wykształcenie, a problem szarej strefy dodatkowo komplikuje sytuację kadrową - tłumaczy w rozmowie z "GW" Magdalena Fic z Urzędu Pracy.
Zabraknie również nauczycieli przedmiotów zawodowych. - Wielu nauczycieli osiągnęło już wiek emerytalny i brakuje następców w tych dziedzinach - tłumaczy Fic.
"Z niedoborem pracowników nadal będą musiały się mierzyć zawody medyczne. Brakuje szczególnie ratowników medycznych. - Głównie z powodu niskich płac, trudnych warunków pracy i braku zainteresowania młodzieży. Cały czas rośnie zapotrzebowanie na usługi z zakresu zdrowia psychicznego, w której to dziedzinie liczba specjalistów jest niewystarczająca - dodaje Magdalena Fic. Deficyt dotyka wielu branż: służb mundurowych, opieki, usług kurierskich, transportu, zarządzania oraz specjalistów, takich jak farmaceuci i prawnicy. Urząd obawia się również deficytów wśród nauczycieli wczesnoszkolnych, ogólnokształcących i przedszkolnych" - pisze "Wyborcza".
Jednocześnie pierwszy raz od 2002 roku pojawiły się zawody nadwyżkowe. Są to: architekci i urbaniści, architekci krajobrazu, filolodzy i tłumacze oraz graficy komputerowi.
Nadmiar dyrektorów
Także ekspert rynku pracy Marcin Iwaniec z firmy HRK podkreśla, że niektórych pracowników będzie za dużo w niektórych branżach, w tym w marketingu i HR, "co widać dokładnie z liczby CV wysyłanych w odpowiedzi na ogłoszenia o pracę". - Ale mamy też wyższą kadrę menadżerską, w tym dyrektorów, którzy stracili pracę w efekcie redukcji zatrudnienia w korporacjach. Kiedy poszukujemy chociażby dyrektora zarządzającego do jakieś dużej firmy, dostajemy aż 400 CV. Dla porównania: kiedy szukamy inżyniera, otrzymujemy 20 aplikacji, z czego trzy są wartościowe - mówi.
- Ciągle spotykamy się z osobami na stanowiskach dyrektorskich, które już zostały zwolnione lub zakończyły współpracę z obecnym pracodawcą, ale ukrywają to w CV i dopiero w rozmowie przyznają się, że są bezrobotni - opowiada rekruter z firmy HRK.
- Są nawet w stanie zmienić miejsce zamieszkania! Nawet jeśli zdecydowaliby się na pracę na niższych stanowiskach, to firmy są niechętne. Wiedzą bowiem, że taki pracownik może szybko zmienić pracę na tę odpowiadającą jego kwalifikacjom - podkreśla Iwaniec.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: Dragon Images/Shutterstock