Operator polskiego systemu przesyłowego energii podejmuje niezbędne działania, by zapewnić ciągłość dostaw prądu do odbiorców - informują Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Jednocześnie dodają, że z powodu mrozów "istotnie" wzrosło zapotrzebowanie na energię.
"Zapotrzebowanie na moc w okresach szczytu obciążenia dobowego przekracza wartość 25 tys. MW" - informują Polskie Sieci Elektroenergetyczne.
Szczyt zapotrzebowania
W Polsce zimowy szczyt zapotrzebowania na energię elektryczną występuje w godzinach wieczornych w mroźne dni. Pod koniec stycznia (26 stycznia) 2010 r. po godzinie 17 zanotowano zapotrzebowanie na poziomie 25 449 MW. Jeszcze wyższe było 7 lutego 2012 r. (ok. godz. 18) - wyniosło nieco ponad 25,9 tys. MW.
Jak podkreśla operator - z powodu lodu nastąpiło znaczne obniżenie i tak już niskich stanów wody w rzekach. Szczególnie dotyczy to dorzecza Wisły, w tym miejsc ujęcia wody wykorzystywanej przez duże elektrownie do chłodzenia bloków wytwórczych. "Z powodu zbyt niskiego stanu wody wystąpiły już znaczące ubytki mocy wytwórczych, ale aktualny poziom rezerwy mocy dostępnej dla operatora systemu przesyłowego (OSP) jest wystarczający dla zapewnienia bezpiecznej pracy krajowego systemu elektroenergetycznego (KSE)" - zapewniają PSE.
"OSP na bieżąco monitoruje sytuację – z wykorzystaniem wszelkich dostępnych danych, w tym pozyskiwanych zarówno bezpośrednio od wytwórców, jak i z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i na tej podstawie podejmuje niezbędne działania mające na celu zapewnienie ciągłości dostaw energii elektrycznej do odbiorców" - podkreśla.
Problemy na sieci
Na przełomie pierwszej i drugiej dekady sierpnia 2015 z powodu upałów doszło do utraty zdolności wytwórczych w Polsce na poziomie ponad 5 tysięcy MW. By zapewnić dostawy energii PSE zmuszone były - po niemal trzech dekadach - wprowadzić w Polsce ograniczenia - na kilka dni - poboru energii. Na ograniczenia w dostawach energii złożyło się - podawał operator - wiele czynników. Upały, a co za tym idzie gwałtowane pogorszenie sytuacji hydrologicznej, spowodowały problemy z chłodzeniem jednostek termicznych (w polskim systemie stanowią one ok. 90 proc. wszystkich), co w konsekwencji doprowadziło do ograniczenia ich mocy. Ograniczona (ze względu na lato) była też możliwość pracy elektrociepłowni. Do tego zabrakło wiatru, przez co ubytków nie można było uzupełnić z tego źródła. Wreszcie w elektrowniach przeprowadzano planowane remonty bloków. Część ekspertów wskazywała właśnie na ten element, jako jedną z przyczyn sierpniowych perturbacji. Dowodzili, że lato to czas, kiedy następuje wzrost popytu na prąd, więc nie jest to najlepsza pora na wyłączanie bloków.
Część ekspertów po wprowadzeniu letnich ograniczeń poboru energii wskazywała na niebezpieczeństwo wystąpienia problemów zimą, o ile sytuacja hydrologiczna zdecydowanie się nie poprawi. - Niż europejski, na którego terenie leży Polska, ulega stopniowemu stepowieniu; to proces, który 5 tys. lat temu wydarzył się na Saharze, która wcześniej była zielona krainą. Deficyt wody będzie się więc w tej części kontynentu tylko pogłębiał - przekonywał w rozmowie z PAP ekspert ds. energii dr inż. Tomasz Kowalak.
Tymczasem - jak podkreślał - polska energetyka jest w większości termiczna, co oznacza, że aby funkcjonować, potrzebuje ogromnych ilości wody. Gdy jej brakuje, czy też jest zbyt ciepła, bloki na węgiel kamienny, brunatny czy gazowe nie mogą pracować.
- System (energetyczny) oparty na elektrowniach cieplnych, ze swej natury podatny jest na ryzyka wynikające z ekstremalnych temperatur jako jednego z przejawów ryzyk immanentnych - mówił.
Autor: gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock