Jak mówi Kazek, Niemcy ukryli skład o długości ok. 100 metrów i mogli w nim schować militaria, technologie oraz dokumentację. - Niemcy wierzyli, że dogadają się z aliantami. Schowali więc swoje depozyty oraz kosztowności i w momencie, gdy alianci będą się bić z Sowietami oni staną się sojusznikami i wrócą po swoje - wyjaśnia.
Znaleźne dzięki ustawie
Rąpała zaznacza, że znalazcy pociągu, którzy w piątek się ujawnili - Andreas Richter i Piotr Koper - mogą liczyć na 10 proc. tzw. znaleźnego. To efekt ustawy o rzeczach znalezionych z czerwca i rozporządzenia wykonawczego ministra kultury z połowy lipca tego roku, które gwarantuje taką nagrodę.- Wcześniej Skarb Państwa decydował jedynie o 'odpowiednim wynagrodzeniu', wiec znalazca nie mógł być pewien czy coś dostanie. W tym momencie mamy ustawę i rozporządzenie ustawodawcze, które wprost reguluje te kwestie i gwarantuje znalazcy 1/10 wartości znaleziska - tłumaczy radca prawny. Z kolei Kazek podkreśla, że to nie jest tak, iż ta sprawa dopiero teraz ujrzała światło dziennie. - Ci panowie doskonale wiedzieli, że ta ustawa wchodzi. Poczekali więc i zgłosili się w momencie, gdy wszystko się uprawomocniło - wyjaśnia historyk.
Miało być po cichu
Kazek zwraca też uwagę, że szum medialny wokół tej sprawy powstał ponieważ poufne dokumenty, które były złożone przez prawników dwóch znalazców wyciekły z państwowych urządów. - Gdyby te dokumenty nie wypłynęły to tego szumu w mediach by nie było. Oni chcieli to zrobić dyplomatycznie i po cichu - zaznacza Kazek.
Według gości TVN24 Biznes i Świat niezwykle ciężko będzie ocenić wartość przedmiotów znajdujących się w pociągu. - Nie jesteśmy w stanie pokusić się teraz o jakąkolwiek wycenę. To jest bardzo skomplikowana sprawa - mówi Rąpała.
Autor: tol//mn / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Biznes i Świat