Rodzina 500 plus od pierwszego dziecka oraz "trzynastka" dla emerytów. To dwie propozycje z tak zwanej "piątki Prawa i Sprawiedliwości", które mają wejść w życie już za kilka miesięcy. Oznacza to, że jeszcze w tym roku na ich finansowanie będzie potrzebne nawet 20 miliardów złotych. Na razie wśród rządzących pojawia się jednak dwugłos o źródle finansowania obietnic.
W czasie sobotniej konwencji Prawa i Sprawiedliwości zaprezentowano pięć nowych propozycji programowych, z których część ma zacząć obowiązywać już od tego roku.
Koszt obietnic w 2019 roku
Zgodnie z zapowiedziami prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, 500 plus od pierwszego dziecka zostanie wprowadzone 1 lipca br. Jeszcze wcześniej, bo w maju, ma zostać uruchomiona wypłata emerytom tak zwanej trzynastki.
Oznacza to, że w 2019 roku na finansowanie rządowych planów będzie potrzebne nawet 20 miliardów złotych:
- rodzina 500 plus: 8,5-10 mld złotych
Według wstępnych szacunków Ministerstwa Finansów, do których dotarł "Puls Biznesu", na program 500 plus od pierwszego dziecka będzie potrzebnych dodatkowo 17 mld złotych rocznie. Choć sama minister rodziny Elżbieta Rafalska mówiła o koszcie sięgającym nawet około 20 mld złotych.
Zakładając, że nowelizacja programu - zgodnie z zapowiedzią - wejdzie w życie od 1 lipca tego roku, koszt rozszerzenia programu w 2019 roku trzeba podzielić na pół.
- trzynasta emerytura: 9-10 mld złotych
Jednorazowa wypłata trzynastej emerytury ma pochłonąć w tym roku 9-10 mld złotych. Ze słów minister finansów Teresy Czerwińskiej wynika, że koszt dodatkowej "trzynastki" ma wynieść 10 mld zł, z kolei minister rodziny i pracy Elżbieta Rafalska mówiła w lokalnej gorzowskiej telewizji Teletop o 9 mld zł.
Źródło finansowania
Tak wysoki koszt obietnic PiS-u sprawia, że nie brakuje pytań o źródło ich finansowania. Mówił także o tym na wtorkowej konferencji prasowej marszałek Senatu Stanisław Karczewski.
- Jeśli będzie zmiana budżetu, dojdzie do Senatu, to na pewno bardzo szybko i błyskawicznie nad nią będziemy pracować - zapowiedział marszałek. Jednocześnie wskazując, że nie pracował "w szczegółach" nad propozycjami, stąd nie jest w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi, czy będą potrzebne zmiany w budżecie.
Wśród przedstawicieli rządzącego ugrupowania powstał dwugłos w tej sprawie. Dzień wcześniej minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński zapewniał bowiem na antenie Polsat News, że rząd nie planuje nowelizacji budżetu.
- Czy będzie trzeba nowelizować ustawę budżetową, czy nie będzie trzeba, na pewno na to nie odpowiem. Ministrowie też nie bardzo na to odpowiadają. To pytanie do pani minister (finansów - red.) - tłumaczył Karczewski na konferencji prasowej.
Dopytywany w rozmowie z TVN24 o tę kwestię wicemarszałek Senatu Adam Bielan, wskazał, że "wciąż czekamy na ostateczne zdanie resortu finansów, ale nieoficjalnie słyszę, że taka nowelizacja nie będzie potrzebna". Nie ujawnił skąd zatem zostaną pozyskane pieniądze na obietnice. - To są tajemnice minister finansów - powiedział. - Mamy świetnego ministra finansów i takie środki na pewno znajdzie - dodał wicemarszałek Bielan.
Zdaniem szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka propozycje PiS "wynikają z możliwości budżetowych". Dopytywany przez dziennikarzy po sobotniej konwencji, czy w tegorocznym budżecie znalazł się "zapas środków" na sfinansowanie tych propozycji, odparł: "Ten budżet jest tak skonstruowany, że deklaracje, które dziś zostały sformułowane, są w nim ujęte".
Rezerwa budżetowa
W budżecie na 2019, który został podpisany przez prezydenta pod koniec stycznia, nie znalazły się obietnice zaprezentowane na sobotniej konwencji PiS. Uwzględniono jednak w nim rezerwę budżetową, która stanowi zastrzeżoną pulę środków finansowych do wykorzystania na ewentualne potrzeby, które pojawią się w ciągu roku.
Łącznie chodzi o kwotę około 29,6 mld złotych.
Teoretycznie, ta kwota pozwalałaby zatem na sfinansowanie w tym roku 500 plus od pierwszego dziecka oraz trzynastej emerytury.
Wątpliwości ekspertów
Profesor Marian Noga, ekonomista, były członek Rady Polityki Pieniężnej, w programie "Bilans" w TVN24 BiS podkreślał, że "gotujemy katastroficzny los dla naszych dzieci i naszych wnuków". - Dzisiaj te pieniądze wydamy, a oddadzą je w przyszłości nasze dzieci i nasze wnuki. Oczywiście, że te pieniądze będą z naszych podatków - wskazał.
Jego zdaniem, "skutki tego mogą być już za rok", po uruchomieniu wszystkich pięciu obietnic wyborczych PiS. Ekonomista założył, że deficyt budżetu państwa w 2020 roku będzie - podobnie jak w tym roku - w okolicach 28,5 mld zł. Jeśli, "dołożymy do tego 35-40 miliardów (roczny koszt "piątki PiS" - red.), to wchodzimy w procedurę nadmiernego deficytu". - A gdzie obiecane podwyżki dla nauczycieli, gdzie pieniądze dla służby zdrowia, gdzie pieniądze dla niepełnosprawnych" - zastanawiał się profesor Noga.
Ekonomista zwracał uwagę, że "nie da rady" poprawić ściągalności podatku VAT. - Dowód strukturalny jest najlepszy. Udział dochodów z VAT-u w całym dochodzie budżetu państwa jest 46,5 procent. W ubiegłym roku było to 47 procent, czyli doszliśmy już do ściany, jeżeli chodzi o VAT, którym chwalą się rządzący - wyjaśniał profesor Marian Noga.
Zdaniem Jana Guza z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych pieniądze, które zostaną wydane na obietnice rządzących, "można było lepiej zainwestować". - Okazuje się, że pieniądze w budżecie są, tylko nie chce się dać nauczycielom, służbie zdrowia, pracownikom wymiaru sprawiedliwości, najbiedniejszym - wyliczał gość programu "Bilans" w TVN24 BiS.
Profesor Witold Orłowski, rektor Akademii Vistula wyrażał przerażenie obietnicami, które padają w trakcie kampanii wyborczej nie tylko ze strony PiS-u, ale również ugrupowań opozycyjnych.
- Jeżeli rzeczywiście dojdzie do tego, że politycy zaczną uważać, że jedynym sposobem wygrania wyborów jest kupienie głosów i zacznie się licytowanie, kto da więcej, to jest to ścieżka grecka, która prędzej czy później doprowadzi nas do bankructwa - podkreślił.
Autor: mb / Źródło: tvn24bis.pl