Wszyscy wiedzą co się dzieje na Ukrainie, a niektórzy nawet wiedzą, że głównym problemem jest tam sytuacja finansowa państwa. To fatalna sytuacja finansowa sprawia, że Rosja mogła w listopadzie szantażem odwieść Ukrainę od pomysłu stowarzyszenia z UE. Od tamtej pory hrywna traci na wartości – raz szybciej, raz wolniej, ale traci systematycznie. Paradoksalnie jednak ten akurat ruch przybliża Ukrainę do Unii, a nie oddala.
Za dolara na Ukrainie trzeba płacić już prawie 9 hrywien. Wczoraj Interfax podał nawet, że już 9,20, ale na wykresie z Reutersa "dziewiątka" jeszcze przed nami.
Ale tak naprawdę to, czy przy kursie wymiany hrywny na dolara z przodu jest 8, czy 9 nie ma większego znaczenia. Ważny jest trend. Widać ewidentnie, że bank centralny Ukrainy przestał bronić swojej waluty. Możliwe, że dlatego, iż Ukraina nie dostała obiecanej na styczeń transzy 2 mld USD pomocy od Rosji. Moskwa w ten sposób oczywiście wywiera nacisk na prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, aby wyznaczył na nowego premiera kogoś, kto będzie dążyć w stronę Moskwy, a nie Unii.
Z drugiej strony jednak urealnienie i uwolnienie kursu hrywny było pierwszym i najważniejszym warunkiem otrzymania pomocy ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To oczywiście nie był warunek jedyny, za nim były kolejne, równie trudne politycznie, takie jak obcięcie dotacji do cen gazu na rynku lokalnym. Wcześniej Janukowycz trzymał hrywnę na sztucznym poziomie, bo bał się, że jej dewaluacja podniesie ceny gazu. Z tego samego powodu dotował Naftohaz. Droższy gaz bowiem to na Ukrainie duże ryzyko przegrania wyborów i jeszcze większe ryzyko recesji w napędzanej tym paliwem gospodarce (koniunktura w przemyśle, to nie wybory, nie da się jej sfałszować).
Mamy teraz ciekawą sytuację: Moskwa w listopadzie mocno obniżyła Ukrainie ceny gazu. Bank centralny Ukrainy może przestać bronić hrywny, bo nawet jak hrywna straci, a dolary podrożeją, to cena gazu nie powinna wzrosnąć powyżej poziomu sprzed listopadowego porozumienia. Odpuszczając sobie obronę hrywny Ukraina oszczędza też rezerwy walutowe, dzięki czemu być może będzie w stanie spłacić wszystkie swoje zapadające w tym roku długi dolarowe nawet bez kolejnych transz pomocy z Rosji. Będzie to jednak niezwykle trudne i lepiej, żeby Moskwa jednak obiecanej pomocy udzieliła.
Sytuacja oczywiście nadal jest dramatyczna, bo Ukraina nadal ma duży dług w USD i jednocześnie ma bardzo mało USD, a jej gospodarka nadal jest w dużym stopniu uzależniona od handlu z Rosją. Ale jednocześnie słabsza hrywna oczywiście powinna pomagać ukraińskim oligarchom w zdobywaniu innych rynków i tym samym w stopniowym "odklejaniu się" od rynku rosyjskiego. Poza tym ukraiński rynek walutowy jest tak mało płynny, że praktycznie nie ma tam żadnego międzynarodowego kapitału spekulacyjnego. Hrywna traci dlatego, że zamieniają ją na dolary ukraińskie firmy. A robią to głównie dlatego, że mają do spłacenia dolarowe długi. W przeciwieństwie do innych rynków, w przypadku Ukrainy osłabienie waluty nie oznacza ucieczki stamtąd kapitału zagranicznego, bo tam wspomnianego kapitału prawie nie ma.
A jeśli w przyszłości Ukraina powróci do rozmów o pomocy z Unii i z MFW, jeden z kluczowych warunków otrzymania tej pomocy będzie miała w jakimś tam stopniu już spełniony. Chodzi o to, że kurs hrywny będzie bliżej rzeczywistości rynkowej, niż poprzednio. Dlatego tracąca z dnia na dzień na wartości hrywna wcale nie musi być sygnałem pogarszania się sytuacji. Wręcz przeciwnie, to akurat sytuację Ukrainy nieco poprawia.
Nie wiadomo tylko, czy oligarchowie będą chcieli "odkleić się" od rynku rosyjskiego i czy ukraiński rząd będzie chciał wrócić do rozmów z MFW. Ale to już są kwestie czysto polityczne, a nie gospodarcze. Dziś rzecznik MFW poinformował, że na razie Ukraina nie wyraziła zainteresowani powrotem do rozmów o pożyczce ratunkowej z Funduszu.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: president.gov.ua