Złoty w środę stracił na wartości w stosunku do głównych walut. Frank przekroczył granicę 4,80 złotego, a euro znalazło się na poziomie widzianym ostatnio w marcu 2022 roku. Dolar jest najdroższy od ponad 20 lat.
Wiceminister finansów Artur Soboń podczas środowego briefingu prasowego przekonywał, że rządowi zależy, żeby złoty był stabilny i żeby odzyskiwał swoją wartość. - Z punktu widzenia poziomu inflacji, celów, które przed sobą stawia bank centralny, także cen na przykład surowców, poziom relacji złotego do dolara czy do euro ma ogromne znaczenie. Rządowi zależy na tym, żeby złoty był stabilny i żeby odzyskiwał swoją wartość sprzed wojny - powiedział Soboń.
- Stąd też tak duży program inwestycyjny, inwestycji publicznych, w postaci na przykład KPO (Krajowy Plan Odbudowy - red.), w postaci programu inwestycji strategicznych, czy całej polityki spójności UE. Do tego inwestycje w tych obszarach, które z punktu widzenia państwa są kluczowe. Zielona gospodarka, cyfryzacja, poprawa infrastruktury i jednocześnie pobudzanie inwestycji prywatnych - dodał.
Euro, dolar, frank, funt - notowania 6 lipca
W środę około godziny 10.30 za euro trzeba było zapłacić prawie 4,78 zł. Około 14.15 było to 4,77 zł, natomiast po 18.00 - 4,79 zł.
Dolar amerykański o poranku kosztował niemal 4,66 zł. Po godzinie 14.00 amerykańska waluta umocniła się do prawie 4,69 zł. To najwyższy poziom od 2000 roku - w październiku 2000 roku dolar kosztował 4,73 zł. "Gdzie to się zatrzyma? Trudno powiedzieć. Na razie rynek rozgrywa strategię risk-off, więc bardzo możliwe, że lada moment w mediach pojawią się tytuły "dolar najdroższy w nowożytnej historii" - napisał Jacek Rzeźniczek, analityk Stooq.pl.
Po godz. 18.00 za dolara trzeba było zapłacić 4,71 zł.
Frank szwajcarski w środę przebił kolejną granicę i około godz. 10.30 był blisko 4,81 zł. Około godziny 14.15 był już wyceniany powyżej 4,82 zł. Natomiast po godz. 18.00 frank kosztował już 4,84 zł.
Drożeje też funt brytyjski. Za brytyjską walutę trzeba zapłacić 5,60 zł.
"Skrajne rozchwianie rynków"
"Skrajne rozchwianie rynków i minorowe nastroje inwestorów sprawiają, że kapitał stroni od złotego i innych walut koszyka rynków wschodzących, niezależnie od ich atrakcyjności wynikającej z wyceny fundamentalnej. W szerszym horyzoncie złoty powinien być nieco mocniejszy (...), ale dopóki przez rynki przechodzi tsunami, to trudno oczekiwać, by taka ocena przełożyła się na zachowanie inwestorów" - stwierdził w komentarzu analityk cinkciarz.pl Bartosz Sawicki.
"Położenie PLN jest również newralgiczne także z tego względu, że złoty stoi przed kolejną ważną próbą pod postacią jutrzejszego posiedzenia RPP. Strach przed recesją, słabnąca konsumpcja i zwrot w notowaniach surowców redukują ryzyko, że inflacja utrwali się na bardzo wysokim poziomie. Oznacza to, że do zapanowania nad cenami nie będą potrzebne dwucyfrowe stopy procentowe i może przeważyć opinia, że wystarczy podwyżka o mniejszej skali niż w dwóch poprzednich miesiącach (w czerwcu i maju stopy windowano o 75 pkt. bazowych)" - dodał Sawicki.
Jego zdaniem "istnieje ryzyko, że zbyt łagodny ruch lub ogłoszenie końca cyklu pogłębią osłabienie złotego, a tego władze z pewnością chciałyby uniknąć". Dodał, że "w końcu w tym roku wyrażono jednoznaczną preferencję, by spadające kursy walut pomogły w walce z inflacją poprzez zbijanie cen importowanych towarów ze szczególnym uwzględnieniem surowców".
O ile mogą wzrosnąć stopy procentowe?
Kolejne posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej odbędzie się w najbliższy czwartek. Będzie to ostatnie posiedzenie przed wakacyjną przerwą - w sierpniu nie ma decyzyjnego spotkania. Wśród prognoz ekonomistów nie ma zgody co do wysokości lipcowej podwyżki.
Zdaniem ekonomistów Goldman Sachs Rada podczas najbliższego posiedzenia podniesie główną stopę o 75 punktów bazowych do poziomu 6,75 procent. Wzrostu o 75 punktów bazowych spodziewają się też ekonomiści Banku Pekao.
Polski Instytut Ekonomiczny podał w ubiegłą środę, jeszcze przed publikacją wstępnych danych o inflacji w czerwcu, że w lipcu stopy procentowe wzrosną o 50 punktów bazowych do 6,5 proc. i będzie to koniec cyklu podwyżek.
Źródło: TVN24 Biznes, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock