Polscy i zagraniczni inwestorzy z zaciekawieniem, ale i ostrożnością obserwują podupadające szpitale. Wbrew pozorom można na nich nieźle zarobić. Kluczem jest monopol ZOZ-ów na świadczenie usług medycznych. Jedyne co przeszkadza, to propaganda przedwyborcza - zauważa "Puls Biznesu".
Jest szansa na uleczenie polskich szpitali z braku gotówki bez sięgania do kieszeni podatników. Zastrzyk kapitału gotowi są zaaplikować służbie zdrowia prywatni inwestorzy. Reanimacją szpitali zajmują się już: giełdowy EMC Instytut Medyczny i Nowy Szpital, sieć szczecińskiego Zakładu Usług Konsultingowych Know How. Finansową kroplówkę szykuje też zagranica.
O medycznych inwestycjach myśli Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. Zainteresował się Koszalinem, którego władze szukają chętnych do budowy szpitala wojewódzkiego. Matthias Leoning z EBOR podkreśla, że bank na razie rozgląda się po rynku, bo to dla niego nowe pole działalności. Chciałby wejść w inwestycje poprawiające infrastrukturę zdrowotną. Może wyłożyć przynajmniej pięć mln dolarów na projekt, maksymalnie 35 procent wartości inwestycji. Nie zamierza jednak grać pierwszych skrzypiec i woli być inwestorem wspierającym.
Do budowy koszalińskiego szpitala przymierza się - jak mówi prezydent Koszalina Mirosław Mikietyński - jeszcze trzech inwestorów: polska spółka giełdowa, angielski fundusz inwestycyjny i niemiecka sieć szpitali. Ich nazw prezydent nie ujawnia.
Firmy czekają na propozycję władz lokalnych, ale z nią może być problem. Miasto chce budować nowy szpital, województwo zastanawia się, czy nie wyremontować istniejącego, bo są na to pieniądze z Unii.
Na przykład Gorzów Wlkp.
Prywatny kapitał chętnie weźmie w zarząd także istniejące szpitale, nawet jeśli mają na karku komornika. Inwestor chciał przejąć szpital w Gorzowie Wielkopolskim wraz z garbem długu sięgającym po restrukturyzacji 100 mln zł, równowartości rocznego kontraktu z NFZ. Samorząd wybrał inne rozwiązanie. Myśli o częściowym oddłużeniu placówki, by podzielić ją na dwie części i jedną przekształcić w spółkę. Właśnie do niej miałby wejść inwestor.
Jest jeszcze jeden scenariusz. - Chcielibyśmy skorzystać z ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym. Szpital nie zmieni wtedy właściciela - będzie nim samorząd. Prywatny inwestor zajmie się zarządzaniem placówką - wyjaśnia Elżbieta Płonka, wicemarszałek województwa lubuskiego.
To plan na co najmniej pięć lat, ale już dzisiaj zgłaszają się chętni: Hospitals Projektentwicklungs GesmbH z grupy budowlanej PORR, która zarządza w Austrii siecią szpitali, oraz irlandzka firma PM Group, mająca doświadczenie w budownictwie medycznym.
Na monopolowego wabika
Tomasz Grottel, dyrektor szpitala w Śremie, mówi, że prywatny inwestor może z samorządem ubić niezły interes. Gdy na zlecenie zagranicznej firmy brał udział w analizie opłacalności inwestycji medycznych w Polsce, wyliczenia poparte danymi epidemiologicznymi i demograficznymi pokazały, że można u nas zarobić na prowadzeniu nawet średniej wielkości szpitali powiatowych.
- Ich główną wartością jest monopol na świadczenie usług zdrowotnych na danym terenie. Jeśli lokalne władze zdecydują się nim podzielić z partnerem biznesowym i zobowiążą się, że w pobliżu przez kilkanaście lat nie powstanie konkurencyjna placówka, wtedy inwestor uzyska gwarancję, że poniesione nakłady mogą się zwrócić — przekonuje Tomasz Grottel.
Andrzej Sokołowski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Niepublicznych, uważa jednak, że droga do interesów inwestorów z samorządami jest daleka.
- Problem został niestety upolityczniony. Dzisiaj strony umówią się na wspólna inwestycję, ale po wyborach zmieni się układ i porozumienie weźmie w łeb - mówi prezes Sokołowski, dodając, że bardzo złą robotę robi ostatnio w tej sprawie PiS, strasząc wyborców prywatnymi szpitalami. I to w sposób wyjątkowo demagogiczny.
- Jeśli przedstawiciel zagranicznego funduszu inwestycyjnego zobaczy tę reklamówkę, to dwa razy pomyśli, zanim zdecyduje się wyłożyć pieniądze na szpital w Polsce - stwierdza Andrzej Sokołowski.
Źródło: Puls Biznesu
Źródło zdjęcia głównego: TVN24