Po raz pierwszy od kilku lat sezon urlopowy minął bez głośnych upadłości biur podróży i zdjęć turystów porzuconych na lotniskach. To jednak tylko kwestia szczęścia - uznaje "Gazeta Prawna".
Tego lata nie zbankrutowało żadne biuro podróży. W każdym razie nie na tyle spektakularnie, aby porzucić swoich turystów w obcym kraju, bez dachu nad głową i możliwości powrotu do domu. Od upadku biura Alpina w 1999 roku niemal każdego roku odnotowywano kolejne bankructwa: Air Tours Poland Group, Big Blue, El Greco, EurotourAT, Meltemi, Open Travel Group i linie Fischer Air.
Zdaniem Krzysztofa Łopacińskiego, prezesa Instytutu Turystyki, to jednak przede wszystkim kwestia szczęścia.
- Liczy się to, że rynek się konsoliduje, a przy tym się oczyszcza. W tej branży jest też dobra koniunktura, to również ma znaczenie. Ale fakt, że w tym roku nie było głośnych upadłości, to kwestia szczęścia. Bo procedury i wymagania wobec organizatorów nie zmieniły się - mówi Krzysztof Łopaciński.
Procedury prowadzenia biura podróży nie zostały uszczelnione. Biuro ma obowiązek ubezpieczenia na wypadek bankructwa, ale z reguły pokrzywdzeni turyści nie mogą liczyć na pełne odszkodowanie. Suma ubezpieczenia na gwarancji wystawianej przez towarzystwo najczęściej wynosi minimalne, wymagane prawem, 6 proc. obrotów biura z poprzedniego roku.
Nie ma też żadnego prawa, które zabraniałoby menedżerom upadłego touroperatora zarządzania kolejnym biurem podróży - choćby przez kilka lat.
Źródło: "Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24