Rząd musi do końca roku zadecydować, ile pieniędzy da samorządom na organizację Euro 2012. Inaczej miasta - gospodarze będą musiały pokryć koszty z własnych budżetów.
Piotr Waśniewski, dyrektor biura ds. Euro 2012 we Wrocławiu ostrzega, że jeśli do końca roku nie będzie jasne, na ile pieniędzy z budżetu centralnego mogą liczyć poszczególne miasta, zaczną się kłopoty. We Wrocławiu zastanawiają się nawet, czy 130 mln złotych potrzebnych na stadion nie trzeba będzie znaleźć w kasie miasta.
Dużo więcej pieniędzy potrzeba na wybudowanie stadionu w Poznaniu, bo aż 440 mln zł. I to, że rząd dał już 20 mln złotych wcale nie poprawia nikomu humoru. To kropla w morzu potrzeb. - Rozmowy z rządem o pieniądzach będą długie i trudne - przewiduje Zbigniew Talarczyk z poznańskiego biura Euro 2012.
Pojawiają się głosy, że należy poprosić UEFA o zweryfikowanie terminu wybudowania stadionów. Federacja dała nam czas do 2010 roku. Według Renaty Wiśniowskiej, pełnomocnika budowy Baltic Areny w Gdańsku, że skoro UEFA zamiast wyłonić organizatorów Euro 2012 8 grudnia 2006 r., zrobiła to w kwietniu 2007 roku, to teraz może przesunąć termin - Nie z własnej winy straciliśmy pięć miesięcy - podkreśla Wiśniowska.
Są jednak tacy, którzy mają nadzieję, że Gdańsk, Poznań czy Wrocław jednak nie zdążą. Władze Łodzi, która wcześniej odpadła z rywalizacji o prawo do organizacji mistrzostw, zdecydowały o budowie stadionu.
Ministerstwo Sportu i Turystyki zapewnia, że ze wszystkim zdążymy. - Wiele osób by chciało, żeby specustawa o Euro za jednym zamachem odbiurokratyzowała gospodarkę, a takiej możliwości nie ma - mówi szef resortu Elżbieta Jakubiak. Według zapowiedzi minister, możemy się spodziewać stworzenia szczególnych trybów rozpatrywania projektów związanych z Euro. Ma powstać ustawa umożliwiająca np. skrócenie terminów rozpatrywania spraw przez urzędy i wprowadzająca ułatwienia dla inwestorów, którzy będą pracować na rzecz Euro 2012.
Źródło: "Rzeczpospolita"