W ostatnich miesiącach Hiszpanię ogarnęła fala protestów związana z nadmiernym, zdaniem mieszkańców, ruchem turystycznym. Wskazują oni, że rosną koszty życia, a same miasta i miasteczka zmieniają się tak, że życie w nich przypomina "park rozrywki" stworzony pod turystów. Opanowanie tej sytuacji może być trudne, biorąc pod uwagę znaczenie gospodarcze tej branży dla kraju.
Związek Lokatorów Malagi apeluje do władz o zmianę podejścia hiszpańskich miast do turystyki. To oni stoją za czerwcowym protestem, w którym udział wzięło tysiące ludzi. W jego trakcie wskazywali na negatywne efekty turystyki dla ich miasta, takie jak rosnące koszty życia, tłumy czy gentryfikacja.
- Sytuacja wygląda tak, że Malaga rzeczywiście osiągnęła punkt zwrotny, w którym ludzie czują, że miasto się rozpada. To to samo uczucie, które towarzyszy ci, gdy wchodzisz do parku rozrywki. Jest strumień ludzi, którzy konsumują miasto, a tak naprawdę go nie zamieszkują - opowiada Kike Espana ze Związku Lokatorów Malagi w rozmowie z BBC.
Problem ogólnokrajowy
I nie chodzi tylko o Malagę. Jak przypomina BBC, Hiszpanie protestowali przez całe lato z tych samych powodów w innych głównych ośrodkach turystycznych, w tym w Barcelonie, Alicante oraz na Wyspach Kanaryjskich i Balearach.
W kwietniu grupa aktywistów na Teneryfie zorganizowała trzytygodniowy strajk głodowy przeciwko budowie nowych megaprojektów turystycznych. W Barcelonie demonstranci strzelali do zagranicznych gości z pistoletów wodnych, a wśród haseł wymalowanych na ich transparentach znajdowały się: "Turystyka zabija miasto" i "Turyści wracajcie do domu".
Hiszpania stała się centrum turystycznym ponad pół wieku temu, kiedy Europejczycy z północy zaczęli przybywać na jej wybrzeże i wyspy.
Obecnie branża stanowi około 13 proc. hiszpańskiego PKB, a po odbiciu się od pandemii COVID-19 bije rekordy zarówno pod względem przychodów, jak i przyjazdów.
W 2023 r. kraj odwiedziło 85 milionów zagranicznych gości, a w tym roku oczekuje się ich jeszcze więcej, bo ponad 90 milionów, co plasuje go tuż za Francją, najpopularniejszym kierunkiem turystycznym na świecie.
José Luis Zoreda, prezes Excelturu, stowarzyszenia branży turystycznej, woli mówić nie o liczbie odwiedzających, ale o kwocie przychodów generowanych przez tę branżę. Szacuje, że w tym roku wynosi ona 200 miliardów euro z działalności bezpośredniej i pośredniej. Podkreśla również, że turystyka zapewniła hiszpańskiej gospodarce lepsze wyniki niż większości jej sąsiadów po COVID-19.
- W ciągu ostatnich kilku lat mieliśmy najwyższy udział we wzroście naszej gospodarki. W 2023 roku byliśmy odpowiedzialni za 80 procent wzrostu całego PKB Hiszpanii - powiedział Zoreda BBC.
Zatem sam rozmiar sektora turystycznego i jego silny wzrost napędzają ekspansję hiszpańskiej gospodarki.
Zbyt duży koszt sukcesu
Jednak, jak podaje BBC, coraz powszechniejsze jest przekonanie, że koszt tego sukcesu jest zbyt duży dla samych Hiszpanów, a fala tegorocznych protestów stworzyła poczucie, że osiągnięto punkt zwrotny. Wiele osób jest przekonanych, że ich miasta bardziej dbają o dobro i wygodę przyjezdnych niż ich mieszkańców.
- Turystyka była postrzegana jako pozytywne zjawisko ekonomiczne, które ma olbrzymi wpływ na nasze PKB, jednak liczba przyjezdnych z zagranicy stała się tak ogromna, że obecnie widzimy jej negatywne skutki, zwłaszcza w miastach. Turystyka konkuruje o przestrzeń, a liczba ludzi na ulicach staje się nie do zniesienia dla wielu mieszkańców - mówi Paco Femenia-Serra, wykładowca turystyki i geografii na uniwersytecie Complutense w Madrycie.
Miejscowi twierdzą, że turystyka nie tylko uczyniła ich miasta mniej przyjemnymi, ale także wypchnęła wiele mniejszych firm z centrów miast. Na ich miejscu pojawiły się sieciowe restauracje, bary i sklepy, a ceny poszły w górę.
Miasta za drogie dla mieszkańców
Jednak najczęściej wymienianym problemem jest kwestia mieszkalnictwa. W największych ośrodkach turystycznych Hiszpanii znajduje się duża liczba nieruchomości na wynajem krótkoterminowy skierowany do turystów.
Z niedawnego badania przeprowadzonego przez gazetę "El País" wynika, że w kilku obszarach Malagi znajduje się najwyższy odsetek obiektów Airbnb w Hiszpanii. Jedna czwarta wszystkich apartamentów w okolicy Plaza de la Merced przeznaczona jest na wynajem turystyczny.
Właściciele mieszkań mogą pobierać wyższe opłaty za wynajem krótkoterminowy, niż pobieraliby od najemców długoterminowych, co powoduje ogólny wzrost cen. Miejscowi twierdzą, że w centrum Malagi trudno znaleźć mieszkanie za mniej niż 1200–1300 euro miesięcznie przy średniej pensji w Andaluzji na poziomie 1600 euro miesięcznie.
- Jeśli mieszkańcy Malagi nie będą mieli gdzie mieszkać, kto zapewni usługi turystom? – zauwazyła Isabel Rodríguez, minister mieszkalnictwa rządzącej w Hiszpanii Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE), podczas forum zorganizowanego w lipcu. - Gdzie będą mieszkać kelnerzy, którzy serwują nam kieliszek wina i talerz sardynek? - dodała.
Politycy i władze miast dostrzegają problem
Jak sugerują komentarze Rodriguez, hiszpańska klasa polityczna zaczęła dostrzegać i zmagać się z problemem turystyki. Katalonia i Baleary wprowadziły już "podatek turystyczny", pobierający stałą kwotę w wysokości do 4 euro za osobę dziennie, w zależności od rodzaju zakwaterowania.
Palma de Mallorca stara się ograniczyć liczbę turystów przybywających drogą morską, ponieważ do miasta mogą zawijać nie więcej niż trzy statki wycieczkowe dziennie, a tylko jeden z nich przewozi ponad 5 tysięcy pasażerów.
Podejmowane są również działania mające na celu rozwiązanie problemu zakwaterowania turystów. W tym roku władze regionalne Andaluzji przekazały władzom miast i miasteczek uprawnienia do wprowadzenia własnych kontroli wynajmu krótkoterminowego.
Na północnym wschodzie Barcelona ogłosiła już zamiar cofnięcia wszystkich z około 10 tysięcy licencji na zakwaterowanie turystyczne znajdujących się obecnie w obiegu do 2028 r.
Femenia-Serra zauważa, że opanowanie sytuacji w hiszpańskiej turystyce jest "bardzo trudnym problemem", biorąc pod uwagę znaczenie gospodarcze tej branży dla kraju, ale wierzy, że potrzebne są ograniczenia.
- Jeśli chcemy porozmawiać o zrównoważonej turystyce lub mniejszej liczbie turystów, powinniśmy omówić ograniczenia działalności oraz wyższe ograniczenia i większą regulację sektora, w którym do tej pory można było w pewnym stopniu działać bez ograniczeń – mówi. Jako możliwe rozwiązanie proponuje wprowadzenie ograniczeń liczby lotów do niektórych miejsc docelowych.
Co do Malagi, Kike Espana chce wprowadzenia ograniczeń na ceny najmu i podjęcia wysiłków w celu zapewnienia większej liczby mieszkań dla mieszkańców miasta. Jednocześnie zapewnia, że ani on, ani inni aktywiści nie sprzeciwiają się turystyce jako takiej, ale sposobowi, w jaki jest ona zarządzana w Hiszpanii. Ma nadzieję, że protesty będą kontynuowane.
- Jesteśmy przeciwni modelom miast, które skupiają się wyłącznie na turystyce. Nie możemy stracić całej energii, złożoności i różnorodności naszych miast - podkreśla.
Źródło: BBC
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock