Zaczynał jako biedny student filozofii, dziś jest milionerem i liderem trzeciej siły w polskim parlamencie. Historię Janusza Palikota - gdyby nie to, że wydarzyła się nad Wisłą - można by śmiało określić mianem "amerykańskiego snu".
Na świat przychodzi w 1964 r. w Biłgoraju w niezbyt zamożnej rodzinie. - Drewniany dom na ulicy Ogrodowej, sitarskie zagrody, rozlewnia wody mineralnej, niskie płoty, przez które przeskakiwałem z kolegami... To wszystko obrazy, które mam w pamięci - mówi w po latach o swoim dzieciństwie w jednym z wywiadów. W szkole nie wiedzie mu się najlepiej, jest leworęczny, ma dysleksję. W liceum też kłopoty - za działalność opozycyjną zostaje wyrzucony ze szkoły. Przenosi się do Warszawy i tam kończy liceum, ale na studia wraca do Lublina, na KUL. Chce studiować matematykę, ale na uczelni nie ma takiego kierunku, więc decyduje się na filozofię.
Ta nędza pensji asystenta... Po prostu straszna, grosze się zarabiało. I cały czas nie ma gdzie mieszkać. A ja nie należę do ludzi, których bawi żalenie się na wszystko, narzekanie, biadolenie. palikot
Paleta możliwości
Kariera naukowa go jednak nie pociąga. - Ta nędza pensji asystenta... Po prostu straszna, grosze się zarabiało. I cały czas nie ma gdzie mieszkać. A ja nie należę do ludzi, których bawi żalenie się na wszystko, narzekanie, biadolenie - tłumaczy po latach Cezaremu Michalskiemu w wywiadzie-rzece "Ja, Palikot". Dlatego w 1989 r. wraca do Biłgoraja i w nowej gospodarczej rzeczywistości stawia na biznes. Sprzyja mu szczęście. O tym, że z drobnego prywaciarza staje się wielkim fabrykantem decyduje przypadek. - Ci, którzy kupowali od Baltony szynki i inne specjały, mieli na naszych europaletach nasz numer identyfikacyjny, po którym zlokalizowali moją działalność gospodarczą zarejestrowaną w Biłgoraju. Przyjechali Holendrzy, Niemcy i pytają: "Pan to dostarczał? My to chcemy od pana brać bezpośrednio, damy panu dwa razy taką cenę, jaką dawała Baltona. Tylko, wie pan, my byśmy chcieli brać od pana ciężarówkę dziennie palet. Oczywiście jest pan w stanie tyle dostarczyć?" - opowiada dziś Palikot.
Podejmuje wyzwanie. 1000 dolarów na rozkręcenie biznesu dostaje od teścia - lokalnego biznesmena, który tłoczy w Biłgoraju doniczki. Za pieniądze wydzierżawia w okolicznej spółdzielni rolnej kawałek wiaty, i zatrudnia chłopów, którym każe ciąć na wymiar deski. Potem zwozi je do Biłgoraja, gdzie na prymitywnych stołach zbijane są w palety. Po pół roku ma pod sobą już 150 osób pracujących na kilka zmian i codziennie wysyła na zachód dwie, trzy ciężarówki palet.
Za zarobione pieniądze kupuje za granicą towary i sprzedaje je w Polsce, tak, by zysków nie zjadła szalejąca na początku lat 90. inflacja. Interes się kręci. Po dwóch latach Palikot buduje pierwszą dużą fabrykę.
Biznes z bąbelkami
Niespokojny duch nie pozwala mu osiąść na laurach. Sprzedaje paletowy biznes i wchodzi w produkcję alkoholu. Środki inwestuje w winiarnię i destylarnie, zakłada firmę Ambra i korzystając z włoskich receptur i technologii zaczyna produkować wina musujące. - Pamiętam dzień, w którym z taśmy zeszły pierwsze butelki. Byliśmy tacy dumni, że wyglądają jak zachodnie produkty, jak te słynne pseudoszampany z Peweksu. Pierwszego dnia produkcji mamy 16 tysięcy butelek. W ciągu godziny sprzedałem wszystko. Wszyscy chcieliśmy luksusu za przystępną cenę. Potem idzie lawina. Druga, trzecia linia produkcyjna. Pracujemy na dwie, potem na trzy zmiany, w soboty, niedziele. Fabrykę zaczynam budować - opowiada w "Ja, Palikot".
W kolejnych latach zdobywa coraz silniejszą pozycję na rynku, a ugruntowuje ją przejmując swojego największego konkurenta firmę Cin-Cin. Ambrą Palikot kieruje do 2001 r. Wtedy znów odzywa sie jego niespokojny duch - sprzedaje wszystkie swoje udziały niemieckiej firmie Schloss Wachenheim.
Pierwsza porażka i polityka
Tym razem jednak nie zmienia biznesu - pozostaje w branży alkoholowej. Zakłada spółkę Jabłonna S.A., poprzez którą kontroluje m.in. Polmos Lublin - producenta słynnej Żołądkowej Gorzkiej. Ta wódka wkrótce staje się znakiem firmowym spółki Palikota i przynosi jej duże zyski. Palikot regularnie pojawia się na listach 100 najbogatszych Polaków. Po kilku latach wprowadza Polmos na giełdę, po czym... sprzedaje wszystkie swoje udziały.
W międzyczasie Palikot jednak dalej rozgląda się za nowymi wyzwaniami. Stawia na działalność wydawniczą, staje się wspówłaścicielem konserwatywno-liberalnego tygodnika "Ozon". Okazuje się, że to jego pierwsza (i jak na razie ostatnia) bizensowa porażka. "Ozon" sprzedaje się kiepsko i po nieco ponad roku znika z rynku. Po latach Palikot wspomina, że ta porażka była bardzo bolesna, ale pożyteczna. - Nabrałem pokory i uświadomiłem sobie, że także w biznesie człowiek musi uczyć się przez całe życie – podkreśla.
W 2005 r. rzuca biznes i zaczyna się bawić w politykę. Okazuje się, że ma do niej niemniejszą smykałkę niż do interesów. Dwukrotnie dostaje się do Sejmu z list Platformy Obywatelskiej, a po pięciu latach zakłada własną partię i zaledwie kilka miesięcy później z trzecim wynikiem w kraju wprowadza ją do parlamentu.
Źródło: tvn24.pl