Elektrownia atomowa na Litwie nie będzie wybudowana w miejscu likwidowanej ignalińskiej siłowni do 2015 roku, jak zakładano to wcześniej. Dlatego, w ocenie litewskich ekspertów, projekt zostanie zrealizowany najwcześniej w latach 2017-2020.
- Do 2015 roku na pewno nie zdążymy. Ta data, określona przez polityków i strategów, jest po prostu nierealna - mówi na łamach dziennika szef litewskiego przedsiębiorstwa Lietuvos Energia Jurgis Vilemas. Podobne zdanie wypowiadają inni litewscy eksperci ds. energetyki. "Fizycznie nie zdążymy" - twierdzą.
Eksperci zaznaczają, że projekt budowy nowej elektrowni atomowej jest bardzo skomplikowany, że należy dokonać bardzo wiele procedur, a prace przygotowawcze przedłużają się. - Ciągle nie mamy inwestora narodowego, nie mamy spółki z naszymi partnerami zagranicznymi. Nie wiemy, kto będzie budował, ani o jakiej mocy reaktor będziemy budowali i jaki to będzie miało wpływ na środowisko naturalne - przypominają eksperci.
Ich zdaniem, dopiero za dwa lata będzie można określić datę rozpoczęcia pracy nowej elektrowni atomowej.
Nabałtycka spółka z nie tylko polskim udziałem
Kraje bałtyckie zainicjowały projekt elektrowni nuklearnej, chcąc złagodzić zapotrzebowanie na energię elektryczną po planowanym na 2009 rok wygaszeniu elektrowni atomowej w Ignalinie z reaktorem typu czarnobylskiego RBMK-1500, do czego litewski rząd zobowiązał się wchodząc do UE. Do projektu przyłączyła się Polska.
Zgodnie ze wstępnym założeniem, nowa elektrownia o mocy 800-1600 megawatów ma kosztować 2,5-4 mld euro.
W projekt zaangażowane są Litwa, Łotwa, Estonia oraz Polska, ale niewykluczone, że włączy się do niego również Ukraina. Kwestią sporną pozostaje kwestia wielkości udziałów poszczególnych państw. Litwini, z racji, że elektrownia stanie na ich terytorium, chcieliby objąć ich większą część, co nie podoba się głównie Polsce.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24