Średnio w ciągu dwóch tygodni w Polsce okradane są trzy banki. Pieniądze klientów są ubezpieczone i większość banków uważa, że wszystko jest w porządku. Tyle, że w razie ewentualnego napadu nic nie chroni ludzkiego życia - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Liczba napadów w Polsce w ostatnich latach utrzymuje się na podobnym poziomie, ale średnio w każdym tygodniu dochodzi do napadu, a precyzyjnie - notuje się trzy na dwa tygodnie.
Skradzione kwoty nie są szokujące (w 2004 roku - 2,2 mln zł). W Europie jednak liczba napadów rośnie i nierzadko są ofiary w ludziach. Na szczęście w Polsce ostatnie ofiary były w 2001 roku podczas napadu na warszawską filię Kredyt Banku przy ul. Żelaznej, kiedy bandyci zamordowali cztery osoby.
Kto za co odpowiada Ochrona placówek to obowiązek banków, szczegółowo określony w ustawie o ochronie osób i mienia. - Klienci mogą być spokojni, napady nie zagrażają ich lokatom - zapewnia Jerzy Bańka, dyrektor Zespołu Legislacyjno-Prawnego Związku Banków Polskich. - Przed wszystkim dlatego, że są dobrze ubezpieczone i nie wynika to tylko z prawnych wymogów, ale samej natury bankowości, jako solidnej branży - dodaje.
Nie wszystkie placówki są równie dobrze zabezpieczone. Brakuje nowoczesnych urządzeń, a czasem nawet odpowiednio przeszkolonego pracownika ochrony.
- Wsparcie policji polega m.in. właśnie na szkoleniu, ćwiczeniach pracowników ochrony banków - mówi inspektor Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji. - Do większości napadów dochodzi w mniejszych, słabiej zabezpieczonych placówkach. Przestępcy dokonują zaś wcześniej rozeznania.
Według niektórych rozmówców gazety, ubezpieczonym bankom po prostu nie zależy. Nie chcą dodatkowych wydatków na zabezpieczenia.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24