Już drugi dzień strajkuje personel pokładowy British Airways. Protest potrwa do piątku, ale na londyńskim lotnisku Heathrow, które jest jednym z najruchliwszych europejskich węzłów lotniczych, już zaczyna panować chaos.
Przewoźnik stara się zapewnić jak najwięcej połączeń. Do godz. 8 rano we wtorek wszystkie planowe starty samolotów BA z Terminalu 5 na Heathrow nie uległy zmianom. Po godz. 9 odwołano lot do Genewy i Glasgow. Należy liczyć się z odwołaniem także innych rejsów.
BA zaplanowało, że obsłuży 60 procent połączeń z Heathrow. Obsługiwane są wszystkie loty na lotniskach Gatwick i City Airport.
W poniedziałek odwołano wszystkie przyloty i odloty po godz. 22.25.
Kolejny etap wojny
Pierwszy z serii trzech pięciodniowych strajków ogłoszonych przez związek zawodowy Unite potrwa do piątku włącznie. Jest to kolejny etap zadawnionego sporu o organizację pracy, płace, awanse i obciążenie obowiązkami. Do związku Unite należy około 90 procent z 12-tysięcznego personelu pokładowego BA.
Perspektywę porozumienia stron komplikuje dodatkowy spór o odebranie strajkującym, w czasie wcześniejszego marcowego strajku, przywileju taniego latania. BA gotowe jest go przywrócić, ale tylko w ramach ogólnego porozumienia. Związkowcy chcą, by kierownictwo odwołało go w pierwszej kolejności.
Wzajemne oskarżenia
Na krótko przed początkiem strajku obie strony nasiliły wojnę słów, obwiniając się nawzajem o fiasko rozmów, które załamały się w sobotę.
Centrala związkowa Unite i wchodzący w jej skład związek Baasa zrzeszający pracowników pokładowych BA winią za strajk nieustępliwy zarząd BA. Ten z kolei oskarża Unite o niechęć do merytorycznych rozmów i negocjowanie w złej wierze.
Straty przewoźnika
Za ostatni rok obrachunkowy linie BA odnotowały stratę w wysokości 531 mln funtów szterlingów, najwyższą od prywatyzacji w 1986 roku. Przewoźnik ma w planach połączenie się z Iberią i zawarcie strategicznego sojuszu z American Airlines.