Klienci Polbanku, którzy za namową pracowników banku podpisali aneksy do swoich umów kredytowych, muszą uzbroić się w cierpliwość. Decyzja, o tym, czy umowy będą renegocjowane, czy też bank odstąpi od tych działań, ma zapaść po świętach. Tymczasem prawnicy twierdzą, że kłopotliwe aneksy już podpisane są ważne.
Chodzi o umowy z klientami, których wartość kredytu znacznie przekroczyła wartość zabezpieczeń, czyli mieszkań. Suma udzielonego we frankach szwajcarskich kredytu znacznie wzrosła od początku roku, w związku ze wzrostem kursu tej waluty, a wartość zabezpieczenia, czyli mieszkania znacznie spadła. Dlatego, jakiś czas temu, bank zaczął wysyłać do swoich klientów listy, w których zaproponował im ustanowienie dodatkowego zabezpieczenia, częściową spłatę kredytu lub czasowe podwyższenie marży kredytu. Wtedy rozpętała się burza.
Podpisany więc ważny
Do Komisji Nadzoru Finansowego i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zaczęli zgłaszać się zaniepokojeni klienci Polbanku. - Zostałem poinformowany, że musze wybrać któraś z tych opcji, najlepiej aneks, bo jak nie, to kierownik napisze raport ze spotkania, prześle go do działu prawnego, który podejmie drastyczne kroki wobec nas, łącznie z wypowiedzeniem kredytu - brzmiał jeden z e-maili wysłanych do KNF. Prawnicy pytanie wówczas o komentarz podkreślali, że klienci nie mają obowiązku podpisywania aneksów. I chociaż bank po fali krytyki zaprzestał całej akcji, to jedna trzecie a trzech tysięcy osób, z którymi skontaktował się bank, aneks podpisała. I teraz ma problem.
- Dopóty aneks obowiązuje, to trzeba przyznać, że sytuacja prawna tych ludzi się nie zmienia - bez względu na to, czy inni podpisali czy nie podpisali, czy bank zaniechał takiej procedury, czy nie zaniechał. Po prostu: mamy umowę plus aneks - mówi TVN CNBC Biznes Sylwester Gardocki z kancelarii Gardocki i Partnerzy. - Jeśli klient nie może zabrać dokumentu po to, żeby skonsultować go ze swoim prawnikiem, jeśli musi podjąć decyzję natychmiast, to to nie jest sytuacja normalna i nie jest sytuacja typowa, w której podejmujemy decyzję i swobodnie oświadczamy naszą wolę. I gdyby to wykazać w trakcie postępowania przed sądem, to szansa na uchylenie się od skutków takiego oświadczenia, ewentualnie na unieważnienie takiego oświadczenia, stwierdzenia jego nieważności mogłaby istnieć. Ale to trzeba jasno powiedzieć, ta szansa nie jest duża - tłumaczy.
W rękach Polbanku
Dlatego dla takich klientów kluczowy może być wynik działania greckiego nadzoru bankowemu, któremu bezpośrednio podlega Polbank, który jest tylko zagranicznym oddziałem greckiego banku. Jak nieoficjalnie dowiedziała się TVN CNBC Biznes, opis całej sytuacji greckiemu odpowiednikowi przesłała już Komisja Nadzoru Finansowego. Jednak szansa na to, że pomoże polskim kredytobiorcom jest niewielka. - Grecy nie będą skłonni, żeby ulżyć naszym klientom, bo pamiętajmy, że nadzór bankowy - jakikolwiek by on nie był - ma dbać przede wszystkim o stabilność depozytów - mówi Michał Macieżyński, analityk Bankier.pl.
Nadzieja więc w samym Polbanku. W przysłanym TVN CNBC Biznes oświadczeniu twierdzi, że chce odbyć ponowne rozmowy z klientami, którzy już podpisali aneksy. Obiecuje wspólnie z nimi znaleźć najlepsze rozwiązanie.
Dodatkową szansą dla tych, którzy już aneksy podpisali może być postępowanie UOKiKu, który sprawdza zgodność z prawem zapisu, z którego wynika, że to klient zgłasza się do banku i sam prosi o podwyżkę marży. Pierwsze wnioski UOKiK wyciągnie już pod koniec przyszłego tygodnia. Jeśli ktoś chce na własną rękę unieważnić aneks - musi przed sądem udowodnić, że został do podpisania zmuszony lub nie miał możliwości dokładnego zapoznania się z umową. W praktyce będzie to bardzo trudne.
Źródło: TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES