Na godziny 8.00-10.00 w całej Polsce był zaplanowany strajk pracowników Poczty Polskiej. - Dużo urzędów stoi. Oczekujemy realnych rozmów o podwyżkach wynagrodzeń - mówił w rozmowie z tvn24.pl Robert Czyż ze Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej. - Zdecydowana większość placówek pocztowych na terenie kraju w sposób standardowy świadczy usługi i obsługuje klientów - zapewnił z kolei rzecznik Poczty Daniel Witowski.
W całej Polsce, na godziny 8.00-10.00, był zapowiedziany strajk ostrzegawczy pracowników Poczty Polskiej. Z informacji udzielonej tvn24.pl przez Roberta Czyża, przewodniczącego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej, wynika, że skala protestów była "bardzo duża".
- Dużo urzędów stoi, mamy potwierdzone informacje z całej Polski. Gorzów, Poznań, cały obwarzanek Warszawy. Część urzędów albo jest całkowicie zamknięta, albo funkcjonuje tylko symbolicznie, jedno okienko - powiedział przed 10.00 przedstawiciel związkowców w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl.
- Oczekujemy realnych rozmów o podwyżkach wynagrodzeń z pracodawcą - powiedział Robert Czyż. - 80 procent z nas, a to jest 50 tysięcy pracowników, zarabia 4023 złote brutto miesięcznie. Jesteśmy najgorzej wynagradzaną grupą zawodową w Polsce i najgorzej wynagradzanymi pocztowcami w Europie - stwierdził.
O odniesienie się do sytuacji poprosiliśmy także Pocztę Polską. Rzecznik prasowy Daniel Witowski informował rano, że "pod Urzędem Pracy Warszawa 1 trwa kilkunastoosobowa pikieta działaczy związkowych".
- Z naszych informacji wynika, że zdecydowana większość placówek pocztowych na terenie kraju, pomimo szumnie nagłaśnianego i zapowiadanego strajku, w sposób standardowy świadczy usługi i obsługuje klientów. Absolutnie nie można mówić zatem o charakterze masowym akcji związkowców - mówił Witkowski.
Redukcja etatów w państwowym gigancie
Prezes Sebastian Mikosz przekazał wcześniej, że zaproponował związkowcom Poczty Polskiej redukcję etatów i podwyższenie wynagrodzeń, co zostało z miejsca odrzucone. - Gdybym dzisiaj spełnił oczekiwanie związków, jakim jest tysiąc zł brutto podwyżki, to spółkę kosztowałoby to 1 mld 200 mln zł rocznie. Jako prezes uważam, że ten postulat nie szokuje przy dzisiejszej inflacji i wyższych kosztach życia. Niestety, dzisiaj sytuacja spółki na takie podwyżki nie pozwala - wyjaśnił szef Poczty.
Dodał, że "zarobki w firmie nie są czymś, czym może się spółka chwalić". - Wprawdzie pocztowcy mogą liczyć na 13. pensję, dodatki stażowe - do 20 proc., premie czy dofinansowania do wypoczynku, jednak wynagrodzenie zasadnicze nie jest wysokie. Bierze się to z gigantycznego przerostu zatrudnienia. - wyjaśnił i dodał, że zgadza się ze związkowcami, kiedy mówią o spłaszczeniu wynagrodzeń w Poczcie przez szybko rosnący poziom wynagrodzenia minimalnego.
- To prawda, że pracownicy eksploatacyjni potrafią zarabiać tyle, co ich przełożeni – np. naczelnicy. Ale wyjście z tego, to jest proces co najmniej na dwa lata. Trzeba będzie zredukować zatrudnienie, renegocjować układ zbiorowy pracy i wdrożyć plan transformacji - zapowiedział prezes Mikosz.
Krytyczna sytuacja Poczty Polskiej
W rozmowie z PAP prezes Mikosz ocenił, że Polska Poczta jest obecnie "w stanie śmierci klinicznej". - Serce bije, ale głowa przestała działać. Serce to są ludzie. A głowa to są decyzje strategiczne. Przez ostatnie 8 lat firma została doprowadzona do praktycznego wyjścia z rynku. Mam o to gigantyczny żal. Poczta Polska jest nie tylko spółką Skarbu Państwa, ale też firmą pełniącą funkcję państwotwórczą - zaznaczył.
Dodał, że śmierć kliniczna Poczty polega na tym, że spółka same długi. - Po pierwsze mamy dług, który określić można jako dług kurierski, czyli jesteśmy siódmym graczem na tym najszybciej rosnącym i atrakcyjnym rynku usług logistycznych, powiązanych z e-commerce. I o naszą ekspansję na tym rynku będzie bardzo trudno, dlatego, że wiąże się to z koniecznością dokonania gigantycznych inwestycji i całkowitej transformacji - z firmy stawiającej prawie wyłącznie na logistykę listów, na firmę kurierską - zapowiedział.
Drugi dług, który wymienił to dług technologiczny. - Przez ostatnie lata, a szczególnie ostatnich osiem lat, Poczta w ogóle nie inwestowała w swoje systemy IT. Jesteśmy takim skansenem informatycznym, firmą, która funkcjonuje chyba w oparciu o najstarsze dostępne systemy. Szacujemy, że w tej chwili wyjście z długu technologicznego, to jest koszt rzędu pół miliarda złotych. Musimy kupić co najmniej 23 tys. komputerów, zainstalować zupełnie nowe serwery, nowe oprogramowanie. Operujemy na systemach, które mają nawet 20 lat - ocenił Mikosz. Dodał, że spółka musi unowocześnić system okienkowy oraz ten odpowiedzialny za zarządzanie logistyką. - Myślę, że pracownicy Poczty mają słuszne pretensje i żal, że pracują na przedpotopowym sprzęcie, przez co nierzadko jest im wstyd przed klientami. Do tego mamy na przykład prawie 250 różnych systemów IT, choć powinniśmy ich mieć stanowczo mniej. Z drugiej strony - w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat, moi poprzednicy wydali setki milionów złotych na stworzenie własnego oprogramowania, po którym nie ma śladu - zaznaczył Mikosz.
- I na końcu jest dług intelektualny. On jest dla mnie szczególnie bolesny, gdyż wiąże się z koniecznością uświadamiania Pocztowcom, że zmiany w naszej firmie są nieuniknione, jeżeli Poczta ma przetrwać. To wygląda trochę tak, jakby nikt nie zauważył, że rynek nam ucieka, rozwiązania w zakresie korespondencji cyfrowej zdominują komunikację prywatną i oficjalną już w najbliższych latach, wypierając tradycyjne listy - wyjaśnił prezes Poczty Polskiej.
Nowy prezes Poczty Polskiej
Sebastian Mikosz został powołany na prezesa Poczty Polskiej pod koniec marca 2024 r. Do tej pory był m.in. prezesem PLL LOT i wiceszefem IATA.
Poczta Polska to spółka Skarbu Państwa, największy operator pocztowy na rynku krajowym. Zatrudnia ponad 66 tys. pracowników, a jej sieć obejmuje 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych w całej Polsce.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Karolis Kavolelis/Shutterstock