51-latek odpowiadał za spowodowanie wypadku na drodze Rafałówka - Protasy, w którym zginął jadący z nim pasażer - jego dobry znajomy. Kierowca był pijany, został skazany na 6,5 roku więzienia.
Sąd orzekł też dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów oraz zasądził 30 tys. zł zadośćuczynienia dla córki zmarłego, 10 tys. zł nawiązki na rzecz mężczyzny, który w tym wypadku został ranny oraz pięć tysięcy złotych na cel społeczny.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura chciała siedmiu i pół roku więzienia, obrona - kary możliwie łagodnej (najniższa, przy tej kwalifikacji prawnej, to pięć lat więzienia).
Miał we krwi ponad trzy promile alkoholu
Do wypadku doszło we wrześniu zeszłego roku na drodze Rafałówka - Protasy niedaleko Białegostoku. Prokuratura zarzuciła oskarżonemu, że umyślnie naruszył - prowadząc przy tym samochód, będąc w stanie nietrzeźwości - zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, nie zachował należytej ostrożności, na zakręcie stracił panowanie nad pojazdem, zjechał z jezdni, a auto dachowało. Na miejscu zginął jeden z pasażerów, drugi trafił do szpitala.
Okazało się, że kierowca miał we krwi ponad trzy promile alkoholu.
Początkowo mówił, że to nie on prowadził
W śledztwie 51-latek przyznał się jedynie do jazdy w stanie nietrzeźwości, ale nie do spowodowania wypadku. W pierwszych wyjaśnieniach mówił o nieznanej mu osobie, która prowadziła wtedy samochód, on miał być jedynie pasażerem siedzącym z tyłu. Według tej wersji, co prawda on ruszył i jego zamiarem była jazda do Białegostoku, ale po krótkim odcinku miał stwierdzić, że "nie da rady jechać". Kierowcą miał być przypadkowy chłopak, 51-latek nawet opisywał, jak wyglądał.
Przed sądem mężczyzna przyznał się jednak do obu zarzutów, czyli również do tego, iż to on był kierowcą. Wyrażał skruchę, przepraszał bliskich zmarłego oraz zapewniał, że chciałby im zadośćuczynić finansowo.
Według biegłego jechał nawet około 125 km/h
Uzasadniając wyrok, sędzia Justyna Gosiewska kilkukrotnie podkreślała, jak nieodpowiedzialnie zachował się oskarżony, wsiadając za kierownicę w takim stanie nietrzeźwości i jak niebezpiecznie prowadził samochód. Przywoływała opinię biegłego, ale i zeznania świadków, wedle których auto jechało bardzo szybko (według biegłego, nawet ok. 125 km/h).
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Sędzia zwracała uwagę, że oskarżony zmieniał swoje wyjaśnienia; początkowo mówił, że kierowcą był ktoś inny i zrobił to na miejscu wypadku tak wiarygodnie, że policjanci z wykorzystaniem psa poszukiwali takiej osoby, która - według słów oskarżonego - po wypadku miała stamtąd uciec.
"Wsiadając w takim stanie nietrzeźwości do pojazdu, całkowicie był pozbawiony jakichkolwiek hamulców krytycznych co do swojego stanu" - mówiła sędzia Gosiewska.
Sąd o "łatwości podejmowania bardzo nieodpowiedzialnych decyzji"
Odnosząc się do kary, wśród okoliczności łagodzących sąd wymienił skruchę, choć nie wykluczył, iż była to postawa na użytek procesu i określił ją mianem "skruchy kalkulacyjnej", a przede wszystkim dotychczasową niekaralność. Ale jednocześnie sędzia przypominała, w jaki sposób oskarżony jechał, że nie miał żadnych oporów, by wsiąść za kierownicę i miał "łatwość podejmowania bardzo nieodpowiedzialnych decyzji".
"Był pozbawiony kompletnie jakiegokolwiek krytycyzmu co do swojego nagannego zachowania" - podkreślała. Mówiła też, że kara 6,5 roku więzienia jest karą "adekwatną, współmierną do stopnia zawinienia i odbioru społecznego".
Obrońca kierowcy Mateusz Olchanowski powiedział dziennikarzom, że złoży wniosek o uzasadnienie wyroku na piśmie, co otwiera drogę do ewentualnej apelacji. Dodał, że chodzi mu zwłaszcza o wysokość kary.
Autorka/Autor: tm/gp
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: OSP Zabłudów