Edward Dymek i Mieczysław Wedziuk to lubelscy kolejarze, którzy od ośmiu lat zbierają zabytkowe szyny. Mają już w kolekcji 44 eksponaty. A wśród nich chociażby XIX-wieczną szynę z napisami po niemiecku i rosyjsku czy też taką wykonaną w 1943 roku w Luksemburgu na zamówienie III Rzeszy.
- Wszystko zaczęło się w 2013 roku. Podczas wyrównywania terenu kolejowego przy ulicy Rataja w Lublinie zauważyliśmy, że z nasypu wystaje jakaś szyna o nietypowym wymiarze. Zaczęliśmy kopać. Ze zdumieniem zauważyliśmy napis po francusku – mówi Edward Dymek, kolejarz z 34-letnim stażem.
Razem z pracującym na kolei o sześć lat dłużej od niego Mieczysławem Wedziukiem stworzyli ekspozycję czterdziestu czterech szyn pochodzących z odlewni z różnych części Europy. Oprócz Polski, z: Rosji, Niemiec, Belgii, Francji, Węgier, Słowacji i Luksemburga.
"Większość z okolic śladu dawnej Kolei Nadwiślańskiej"
- Ta szyna, którą znaleźliśmy jako pierwszą, została wytopiona w 1883 roku w stalowni koło Lyonu, gdzie - jak się później dowiedzieliśmy - pracował najstarszy młot parowy w Europie. Co ciekawe, firma ta istnieje do dzisiaj. Napisaliśmy do niej wiadomość, ale niestety do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Być może dla kierownictwa tamtej firmy XIX-wieczna szyna nie jest żadnym zabytkiem. Dla nas jednak jest nim jak najbardziej – podkreśla Edward Dymek.
Wieści o dwóch kolejarzach, którzy znaleźli 130-letnią szynę i planują stworzyć kolekcję, szybko rozniosły się w środowisku.
- Inni kolejarze z regionu dawali nam znać, gdy tylko znaleźli coś ciekawego. Najczęściej podczas prac nad przebudową różnych linii. Gros szyn znaleziono w pobliżu śladu dawnej Kolei Nadwiślańskiej. Była to, otwarta w 1877 roku, linia kolejowa ciągnąca się z Mławy przez Warszawę, Lublin, Chełm do miasta Kowel na dzisiejszej Ukrainie. Na dalszym odcinku linia biegła aż do Wiednia. Dziś też można przebyć pociągiem tę trasę, aczkolwiek z przesiadkami – zaznacza pan Edward.
"Zadaszenie z XIX-wiecznych szyn"
Najmłodsza szyna, jaka trafiła do kolekcji, pochodzi z 1946 roku. A najstarsza z 1875 roku. - Leżała przysypana ziemią w okolicy stacji Lublin. Widnieje na niej napis "Phonix". Sądziliśmy, że jest produkcji amerykańskiej, bo w USA leży miasto o nazwie Phoenix. Trop okazał się jednak fałszywy. Bardziej prawdopodobne, że szynę tę wytopiono w Niemczech. Stamtąd pochodzi zresztą najwięcej eksponatów, jakie udało nam się zdobyć. Co ciekawe, na jednym z nich są napisy po niemiecku i rosyjsku, co jest dowodem, że carska Rosja zamawiała szyny produkowane przez Niemców. Zresztą swego czasu napisaliśmy list do rosyjskiej ambasady w Warszawie z informacją, że znaleźliśmy takie i takie szyny. Odpisali nam w bardzo ciekawy sposób. Wskazali, skąd dana szyna pochodzi i czy określona odlewnia istnieje do dziś – mówi nasz rozmówca.
Szyny znajdywane były nie tylko pod ziemią. - Kiedy się zużywały, służyły jako elementy różnego rodzaju konstrukcji. Z XIX-wiecznych szyn wykonane było chociażby zadaszenie peronów na lubelskim dworcu. Na jednym z takich eksponatów widnieje napis "Union". Znów skojarzyło się nam to z USA. I tym razem okazało się, że mamy jednak do czynienia z produkcją niemiecką – uśmiecha się kolejarz.
Nieformalne muzeum otwarte dla zwiedzających
Szyny można oglądać w jednym z budynków kolejowych na terenie stacji rozrządowej PKP Lublin-Tatary przy ul. Rataja. Chętni do jej zwiedzenia są proszeni o wcześniejszy kontakt pod numerem 603 074 909.
Szyny leżą na drewnianych podkładach i tworzą ekspozycję. Wokół rozłożone są kamienie – takie jakie leżą zazwyczaj na nasypach kolejowych. Na większości szyn widnieje karteczka z informacją, skąd dany eksponat pochodzi.
- Kilka osób już się nawet umówiło na zwiedzanie. Ciekawostką jest np. szyna wykonana w 1943 roku w Luksemburgu na zamówienie III Rzeszy. Nie sądziłem, że takie eksponaty w ogóle istnieją. Choć z drugiej strony III Rzesza zajęła w 1940 roku Luksemburg i włączyła ten kraj do tzw. "Wielkich Niemiec", więc odlewnia musiała pewnie pracować na rzecz okupantów – mówi Edward Dymek.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Edward Dymek