Po wielu próbach udało się w końcu odłowić zwierzęta, które we wrześniu uciekły z jednego z gospodarstw we wsi niedaleko granicy województwa mazowieckiego i lubelskiego. Byk i jałówka błąkały się po lasach. Niedawno zaczęły jednak odwiedzać krowy pasące się przy jednej z sąsiednich wsi. To był początek końca ich wędrówki.
- Tego dnia wolność wybrało pięć zwierząt. Trójkę udało się złapać od razu, a dwójka zaczęła błąkać się po lasach – wspomina Wiesław Gąska, wójt gminy Borowie (woj. mazowieckie).
Chodzi o byka i jałówkę, które we wrześniu uciekły z jednego z gospodarstw we wsi Gościewicz. W próby odłowu uciekinierów zaangażował się każdy, kto mógł. Jednak bezskutecznie. Zwierzęta widziano też w sąsiednich gminach. Samorządy wydały komunikaty z ostrzeżeniami.
Gmina wynajęła specjalistyczną firmę
– Może było to trochę na wyrost, ale lepiej dmuchać na zimne. Po tak długim okresie poza gospodarstwem zwierzęta rzeczywiście mogły nabrać zachowań charakterystycznych dla dzikich zwierząt. Przez co nie można było wykluczyć, że w sytuacji na przykład zagrożenia mogły być agresywne wobec ludzi – podkreśla wójt.
Ostatecznie uciekinierów udało się złapać w niedzielę (30 maja). – W ostatnim czasie widziano je, jak przychodziły do krów pasących się przy wsi Łopacianka. Tutaj też nie dało się ich złapać, ale jednak wracały na to miejsce. Wynajęliśmy więc specjalistyczną firmę, która dokonał odłowu. Zwierzęta były tak silne, że ledwo dało się je uśpić. Trzeba było do nich strzelić środkiem usypiającym po dwa razy – opowiada Wiesław Gąska.
"Niedługo doczekają się potomstwa"
Byk i jałówka zostały przewiezione do swojego gospodarstwa.
– W poniedziałek już się przebudziły. Właściciel mówił mi, że są spokojne i miejmy nadzieję, że już nigdy nie zdołają uciec. Niedługo zresztą doczekają się potomstwa. Zauważyliśmy, że jałówka jest cielna – zaznacza wójt.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wiesław Gąska, wójt gminy Borowie