Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko lekarce, która była w karetce wiozącej 44-letnią pacjentkę z Białegostoku do Warszawy. Kobieta czekała na przeszczep serca. Zmarła po dziesięciu dniach w szpitalu. Według prokuratury, podczas transportu doszło do niedotlenienia i upośledzenia ośrodkowego układu nerwowego pacjentki.
44-letnia pacjentka chorowała na serce. 14 czerwca 2019 roku znajdowała się w Klinice Kardiologii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku z powodu schyłkowej niewydolności serca.
Jako że nie było możliwe jej dalsze leczenie w Białymstoku, podjęta została decyzję o przewiezieniu jej 18 czerwca do Instytutu Kardiologii w Warszawie. Czyli do najbliższej placówki, gdzie znajdowała się aparatura umożliwiająca oczekiwanie - przy użyciu sztucznych komór - na konieczny dla przeżycia przeszczep serca.
Transportem zajęła się firma, z którą szpital miał podpisaną umowę
Kobieta powinna zostać przetransportowana jak najszybciej. Jednak ze względu na ograniczenia sprzętowe, nie było możliwości użycia śmigłowca, stąd też zdecydowano się na drogę lądową. Została do tego wykorzystana firma, która miała podpisaną umowę ze szpitalem. Na miejscu przyjechał transport medyczny: kierowca, ratownik medyczny oraz lekarka. Udali się do Warszawy. Byli zabezpieczani przez policję.
Według ustaleń śledczych podczas transportu doszło do niedotlenienia i upośledzenia ośrodkowego układu nerwowego pacjentki. 44-latka zmarła 28 czerwca 2019 roku w szpitalu.
Prokuratura Rejonowa Białystok-Południe skierowała do Sądu Rejonowego w Białymstoku akt oskarżenia przeciwko 65-letniej obecnie lekarce, której zarzuca narażenia 44-latki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.
Zatrzymało się urządzenie monitorujące pracę serca
Szef wspomnianej prokuratury Wojciech Zalesko powiedział w rozmowie telefonicznej z reporterem TVN24 Karolem Sokołem, że podczas transportu zatrzymało się urządzenie monitorujące pracę serca.
- Zatrudniona w firmie lekarka zaniechała samodzielnego zidentyfikowania i usunięcia powodu zatrzymania się urządzenia monitorującego pracę serca, którego elektrody odkleiły się. Co spowodowało konieczność zatrzymania karetki i wydłużenia czasu transportu – mówił prokurator.
Prokurator: nie kontrolowała stanu napełnienia butli z tlenem
Dodał, że następnie oskarżona nie kontrolowała stanu napełnienia butli z tlenem, koniecznym do utrzymania 44-latki przy życiu.
- Przez co, po opróżnieniu butli, nie użyła na czas wymiany innej. Co spowodowało pozostawanie pokrzywdzonej bez tlenu – zaznaczył.
Wyjaśnienia sprzeczne z ustaleniami prokuratury
Lekarka nie przyznała się do stawianych jej zarzutów. Złożyła wyjaśnienia, ale były one sprzeczne z ustaleniami prokuratury.
- Śledztwo trwało tak długo ze względu na konieczność sięgnięcia i oczekiwania na opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej – podkreślił prokurator.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock