Po kilkuletnim śledztwie białostocka prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko dowódcy akcji gaśniczej, podczas której zginęło dwóch strażaków w wieku 26 i 29 lat. Strażacy weszli na podwieszany sufit płonącej hali, który się pod nimi zawalił.
Prokuratura Okręgowa w Białystoku zarzuciła dowódcy akcji Piotrowi R. nieumyślne niedopełnienie obowiązków służbowych, skutkujące nieumyślnym narażeniem strażaków na utratę zdrowia lub życia.
Jak podała prokuratura w komunikacie, zarzucono mu, że jako kierujący działaniami ratowniczymi jednostek PSP "nie zebrał w sposób dostateczny informacji na temat konstrukcji i umiejscowienia znajdującego się w budynku podestu technicznego i sufitu od znajdującego się na miejscu zdarzenia użytkownika budynku, w wyniku czego wchodzący w skład roty rozpoznawczej funkcjonariusze Państwowej Straży Pożarnej zostali nieumyślnie narażeni przez niego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".
Strażakowi grozi do dwóch lat więzienia
Według śledczych, "źródłem obowiązku dowodzącego akcją" było rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 2008 roku, w sprawie szczegółowych warunków bezpieczeństwa i higieny służby strażaków PSP. W art. 53 tego rozporządzenia jest mowa m.in. o tym, że podczas akcji ratowniczej "uwzględniając poziom dowodzenia", kierujący taką akcją "rozpoznaje zagrożenia, informuje o ich występowaniu oraz wydaje polecenia", mające na celu właściwe zabezpieczenie strażaków przed ich następstwami. Śledczy powołują się na zebrany w sprawie obszerny materiał dowodowy, w szczególności zeznania świadków, oględziny miejsca zdarzenia, zapisy nagrań rozmów z rejestratora PSP w Białymstoku oraz opinie biegłych, w tym między innymi z zakresu pożarnictwa.
Po postawieniu zarzutów Piotr R. odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu grzywna, kara ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia. Sprawę rozpozna Sąd Rejonowy w Białymstoku.
Zarzuty w tej sprawie stawiane były kilka miesięcy temu. Wtedy Łukasz Janyst, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Białymstoku mówił, że "nie ma bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego między tym niedopatrzeniem, czy też zaniechaniem (ze strony dowodzącego akcją), a śmiercią strażaków".
"Niewątpliwie było narażenie (na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu)" - mówił Janyst.
Jeden osierocił dziecko, drugi niedługo miał zostać ojcem
Do tragicznego wypadku podczas akcji gaśniczej w Białymstoku doszło 25 maja 2017 roku. Wybuchł wtedy pożar dużej hali magazynowej. Przechowywano w niej m.in. plastikowe elementy sztucznych kwiatów i opony. Akcja trwała kilka godzin, uczestniczyło w niej ponad stu strażaków. W działaniach zginęło dwóch strażaków z komendy miejskiej PSP w Białymstoku. Mieli 26 i 29 lat i 4-letni staż w służbie. Zadaniem tych strażaków było rozpoznanie sytuacji w płonącym magazynie. Jak wynikało wtedy ze wstępnych ustaleń, przy słabej widoczności i dużym zadymieniu, weszli oni na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił.
- Mieli wszystkie przeszkolenia, skończyli kurs podstawowy, skończyli kurs pierwszej pomocy kwalifikacyjnej, skończyli kurs BHP, skończyli również inne dodatkowe szkolenia. Wśród kolegów cieszyli się bardzo dobrą opinią i wśród przełożonych również - mówił po tragedii Komendant Główny PSP. - Byli dobrymi strażakami, sprawnymi również fizycznie. Jeden z nich osierocił kilkumiesięczne dziecko i zostawił żonę, drugi w ciągu najbliższego miesiąca miał być ojcem - dodał.
Śledztwo trwało kilka lat. Na początku 2018 roku prokuratura doszła do wniosku, że potrzebuje nie pojedynczych ocen różnych specjalistów, ale kompleksowej opinii biegłych. Okazało się, że takimi dysponuje Szkoła Główna Służby Pożarniczej w Warszawie. Wcześniej śledczy zebrali wszystkie możliwe dowody, dodatkowo przesłuchiwali świadków i zbierali ekspertyzy, żeby możliwie pełen materiał trafił do biegłych. Ostatecznie jednak ci specjaliści takiej opinii przygotować nie mogli, bo pracowali w tym charakterze dla potrzeb wewnętrznego postępowania kontrolnego, które po pożarze i wypadku prowadziła Komenda Główna PSP. Śledztwo zostało też wtedy czasowo zawieszone, bo prokuratura poszukiwała innego zespołu biegłych, niezwiązanych ze szkołą służby pożarniczej, którzy mieliby kompetencje do przygotowania takiej opinii. Ostatecznie znaleźli ich w centrum badań kryminalistycznych w Szczecinie. Opinia wpłynęła do prokuratury jesienią 2019 roku, potem jeszcze konieczna była uzupełniająca, bo do jej wniosków składane były zastrzeżenia.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24