Sąsiad z góry podzielił mieszkanie na trzy kawalerki z trzema łazienkami, z których dwie są zlokalizowane nad pokojami mieszkania poniżej - poinformowała Kontakt 24 mieszkanka Białegostoku, która w swoim salonie słyszy teraz odgłosy z tych łazienek. Sprawą zajął się nadzór budowlany. Sąsiad ma przywrócić mieszkanie do pierwotnego stanu. Bo o ile w prawie nie ma zapisanego wprost zakazu dzielenia mieszkań, to - zdaniem nadzoru - w blokach z wielkiej płyty to w praktyce niemożliwe. Między innymi dlatego, że nowym łazienkom i kuchniom nie da się zapewnić sprawnej wentylacji. Co robić, jeśli znajdziemy się w podobnej sytuacji? Czy sąsiad może podzielić swoje mieszkanie, jak chce i nikt nie ma prawa w to ingerować?
- Dwa lata temu zmarła moja sąsiadka z góry, która - tak jak ja - mieszkała tu od czasu oddania bloku do użytku, czyli od 1977 roku. Później przez jakiś czas mieszkała tam jej córka, która ostatecznie zdecydowała się na sprzedaż nieruchomości. We wrześniu zeszłego roku rozpoczął się remont. Od początku był podejrzanie głośny i uciążliwy - mówi Elżbieta Sidor, mieszkanka ponad 72-metrowego mieszkania w 11-kondygnacyjnym bloku z wielkiej płyty przy ul. Waszyngtona w Białymstoku, która zgłosiła nam swój problem na Kontakt 24.
Kobieta mieszka z niewidomym 33-letnim synem, który ma autyzm i bardzo źle znosi hałasy.
Hałasy, pęknięcia ścian, plama na suficie
- Oprócz tego, że było bardzo głośno, to w moim mieszkaniu zaczęły pojawiać się pęknięcia ścian. Poszłam wtedy na górę i zwróciłam uwagę robotnikom, żeby byli bardziej ostrożni. Zdziwiło mnie, że gdy weszłam do środka, nie było tam żadnych ścian, tylko jedno wielkie pomieszczenie - opowiada.
Rozmawiała z robotnikami również w grudniu 2022 roku, gdy na jej suficie pojawiła się plama.
- Zaproponowali mi malowanie, mimo że niezbędne było skucie tynków. Byłam zła, sama niedawno robiłam remont. Właściciel mieszkania z góry ani razu się nie zjawił, mimo że mówiłam budowlańcom, by go poinformowali o moim problemie i stratach - relacjonuje kobieta.
Było jedno mieszkanie, są trzy kawalerki
O sprawie powiadomiła najpierw zarząd spółdzielni mieszkaniowej. - Po tym jak dostałam odpowiedź, z której wynikało, że spółdzielnia nie może kontrolować remontów w mieszkaniach, zawiadomiłam nadzór budowlany. Kiedy pod koniec lutego na górze pojawiły się inspektorki i później zeszły do mnie, zaniemówiłam. Okazało się, że doszło do samowoli budowlanej i z jednego dużego mieszkania zrobiono trzy niezależne, z czego dwa mają nowe łazienki i nowe aneksy kuchenne, zlokalizowane nad moimi pokojami - opowiada Sidor.
ZOBACZ TEŻ: Jedni chcą parkingu, drudzy boją się spalin. Sąsiedzki spór o przyszłość terenu zielonego między blokami
Nie chciała, żeby doszło do zasiedlenia mieszkań
Gdy dowiedziała się od inspektorek, że sprawa będzie wyjaśniana i wszczęte zostanie postępowanie administracyjne, wystąpiła zarówno do spółdzielni, jak i do nadzoru budowlanego z wnioskiem, aby nie doszło do zasiedlenia pomieszczeń nad jej mieszkaniem.
- Remont już się wtedy zakończył i trwało doposażanie mieszkań. Widziałam, jak wnoszone są pralki, kuchenki. Później - bardzo szybko - do trzech mieszkań wprowadzili się lokatorzy. Siedząc w salonie słyszę, co się dzieje w łazienkach na górze - że ktoś na przykład o godzinie piątej rano spuszcza wodę. Wszystko słyszy też mój syn. Była taka noc, że ktoś upuścił słuchawkę prysznicową. Huk był tak duży, że syn się obudził i nie dało się go uspokoić do rana. Do dziś jest bardzo niespokojny, gdy słyszy, jak na górze ktoś leje wodę. Później dowiedziałam się, że na zasiedlenie tych mieszkań wyraziła zgodę spółdzielnia. Byłam tym zszokowana - opisuje pani Elżbieta.
Spółdzielnia: odpowiednie kroki może podjąć nadzór budowlany
Wojciech Sykała, zastępca prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej Piaski, twierdzi, że spółdzielnia nie wyrażała zgody na zasiedlenie, bo nawet nie ma podstaw, by taką wydać.
- Nie mieliśmy też żadnych możliwości prawnych, żeby zatrzymać remont, czy też kontrolować jego przebieg. Właściciel mieszkania zgłaszał nam jedynie, że zamierza dokonać drobnych zmian instalacji, a okazało się to, co się okazało. Instytucją, która może w takich sytuacjach podjąć odpowiednie kroki, jest nadzór budowlany - zaznacza.
Nadzór budowlany znalazł nieprawidłowości
Pod koniec maja nadzór budowlany nakazał przywrócić mieszkanie na górze do stanu pierwotnego, stwierdzając szereg nieprawidłowości. Jak wynika z pisma, które otrzymała pani Elżbieta, chodzi m.in. o to, że zgodnie z prawem, poszczególne mieszkania w zabudowie wielorodzinnej nie powinny mieć mniejszej powierzchni użytkowej niż 25 metrów kwadratowych, a dwa z nich nie spełniają tego warunku. Po podziale ponad 72-metrowego mieszkania na trzy, powstały kawalerki, które mają po: 25,13 m kw., 23 m kw. i 19,09 m kw. powierzchni użytkowej.
Z pisma wynika, że wykonano nowe instalacje sanitarne i elektryczne oraz powstały też dwie nowe łazienki i dwa nowe aneksy kuchenne. Nadzór stwierdził, że nie posiadają one wymaganej przepisami wentylacji.
Nowe aneksy kuchenne i łazienki do likwidacji
Nadzór zwrócił również uwagę, że powstałe w mieszkaniu pani Elżbiety spękania to prawdopodobnie skutek stosowania podczas remontu urządzeń o zbyt dużej mocy, jednak zakres tych uszkodzeń nie naruszył konstrukcji budynku. Natomiast plamy na sufitach miały powstać z powodu nieszczelności nowej instalacji sanitarnej.
Właściciel mieszkania nie zgadza się z decyzją urzędników. - Odwołał się do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Jego rozstrzygnięcie można zaskarżyć do sądu administracyjnego - mówi Monika Barszczewska, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego powiatu grodzkiego w Białymstoku.
Jeśli orzeczenie sądu się uprawomocni, a właściciel nadal nie będzie chciał przywrócić mieszkania do stanu pierwotnego, ostatecznością będzie uruchomienie trybu egzekucji administracyjnej, który może się zakończyć nawet tzw. wykonaniem zastępczym, czyli przywróceniem mieszkania do stanu pierwotnego przez organ administracyjny. Na koszt właściciela.
- Liczę, że do tej ostateczności nie dojdzie i te łazienki zostaną rozebrane jak najszybciej. Alternatywą jest sprzedaż mojego mieszkania - mówi Sidor.
Problemy, o których mówi, opisała też na grupie dla mieszkańców spółdzielni w mediach społecznościowych. Jak relacjonuje okazało się, że z podobnymi sytuacjami borykają się też sąsiedzi z innych bloków.
- Nie mieliśmy do tej pory żadnych innych sygnałów na ten temat. Kontrolę możemy wszcząć, gdy ktoś się do nas zgłosi - podkreśla inspektor nadzoru budowlanego.
Wolność Tomku w swoim domku, ale do czasu
Co więc robić, jeśli znajdziemy się w podobnej sytuacji? Czy sąsiad może podzielić swoje mieszkanie, jak chce i nikt nie ma prawa w to ingerować?
- Prawo nie zabrania przebudowywania mieszkań. Nie można jednak przy tym naruszyć przepisów dotyczących spraw technicznych - zaznacza Barszczewska. I wyjaśnia: - Kuchnie i łazienki muszą mieć wentylacje, a w blokach z wielkiej płyty nie ma możliwości legalnego podpięcia się do jedynego pionu wentylacyjnego. Nie jest to zgodne z przepisami, bo w tak stworzonej wentylacji nie byłoby ciągu, czyli ta, by nie działała. Pion nie ma przecież żadnych dodatkowych kanałów. O ile w przepisach nie ma sformułowanego wprost zakazu lokalizowania łazienek na przykład nad czyimś salonem - to jednak w praktyce w przypadku bloków z wielkiej płyty jest to niemożliwe. Z uwagi na przepisy dotyczące projektowania instalacji sanitarnych, a w tym przypadku stwierdzono z nimi niezgodność - dodaje.
- Maksymalna odległość ustępu od pionu kanalizacyjnego wynika z rodzaju systemu odprowadzania ścieków, jaki zastosowany jest w danej nieruchomości. Na pewno nie może być tak, że ktoś kładzie nową instalację przez cały pokój i w ten sposób podpina się do pionu. Żeby zalegalizować położenie i podpięcie się do pionu, właściciel takiego mieszkania musiałby przedłożyć właścicielowi części wspólnych - w tym przypadku spółdzielni - projekt wykonania instalacji, który nie naruszyłby przepisów. Jeśli spółdzielnia miałaby wątpliwość, może poprosić nasz nadzór o sprawdzenie tych kwestii - mówi Barszczewska.
Podkreśla, że lokalizowanie łazienek i kuchni nad czyimś pokojem czy salonem może naruszać zasady izolacyjności akustycznej obowiązujące w zabudowie wielorodzinnej. - Chodzi o to, żeby taka zmiana przeznaczenia poszczególnych pomieszczeń nie pogorszyła tejże izolacyjności akustycznej. Czyli żeby - nawet stosując elementy wygłuszające (jak kładzenie na ściany styropianu czy też mat akustycznych - przyp. red.) - nie było tak, że dźwięki wydobywające się z sąsiedniego mieszkania słyszalne będą bardziej niż przed przebudową - tłumaczy inspektor.
Co więcej, zgodnie z prawem od 2018 roku - od nowelizacji rozporządzenia w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie - wszystkie nowo budowane mieszkania muszą mieć minimum 25 metrów powierzchni użytkowej.
Właściciel mieszkania na górze odmówił komentarza.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24