Po głośnej zbrodni na Uniwersytecie Warszawskim na portalach społecznościowych pojawiły się nie tylko drastyczne informacje, lecz także nagrania. Jak podkreśla w rozmowie z tvn24.pl dr Łukasz Müldner-Nieckowski, konsultant krajowy w dziedzinie psychoterapii, ich wpływ na naszą psychikę może być ogromny. I to nawet jeśli nie byliśmy świadkami tragedii. Ekspert zwraca uwagę na grupę osób, która w takiej sytuacji jest wyjątkowo narażona.
- Jedna osoba wyciągnie z tego głęboką refleksję, dla drugiej będzie to przykre doświadczenie emocjonalne. Ktoś inny może jednak przeżyć silny lęk i poczuć się zagrożony - wskazuje psychoterapeuta dr Łukasz Müldner-Nieckowski w rozmowie z portalem tvn24.pl.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i potrzebujesz porady lub wsparcia, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Psychoterapeuta o "wtórnej traumatyzacji"
Zaburzenie jednej z podstawowych potrzeb, jaką jest poczucie bezpieczeństwa, najdotkliwsze w skutkach może być w przypadku osób, które mają nieprzepracowane traumy. To właśnie na nich może wyjątkowo wpływać rozprzestrzenianie się tragicznych informacji poprzez media społecznościowe.
- Pobudza to do przeżywania tych samych emocji, które przeżywały osoby, które tam były. Myślę, że jest to rodzaj wtórnej traumatyzacji. Rozchodzi się to bardzo szeroko, bardzo wiele osób tego doświadcza. Można trafić na osobę, która sama doświadczyła w życiu czegoś trudnego i odezwą się w niej emocje, które mogą być bardzo trudne. Nie każdy ma przecież dobrze opracowane swoje własne urazy - mówi dr Łukasz Müldner-Nieckowski. - Mechanizm wyparcia, filtrowania informacji jest tym, co nas zabezpiecza przed zaburzeniem zdrowia psychicznego - dodaje.
"Konsekwencje mogą być poważne"
Jak wskazuje ekspert, opowiadanie innym o tragedii, którą się widziało, jest jednym z mechanizmów obronnych, które pozwalają świadkom poradzić sobie z tym, co widzieli.
- Żeby poradzić sobie emocjonalnie z takim doświadczeniem, nie wystarczy czasem powiedzieć tego jednej osobie, ale na przykład dziesięciu. Media społecznościowe dają pozorne poczucie, że można to powiedzieć wręcz pięciuset osobom, bo tylu znajomych ma ktoś na Facebooku. Intencją często jest to, żeby poradzić sobie z bieżącą reakcją - zauważa konsultant krajowy w dziedzinie psychoterapii.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
W przypadku wydarzeń na Uniwersytecie Warszawskim, do szerokiego grona odbiorców dotarły jednak za pośrednictwem mediów społecznościowych nie tylko relacje o tym, do czego doszło, ale i nagrania z miejsca zbrodni.
- Ktoś jest w sytuacji, w której dzieje się coś strasznego, a nic nie może zrobić. To jest bardzo traumatyzujące. Próbą poradzenia sobie z tym jest na przykład filmowanie albo przekazanie jakichś informacji. Interpretowanie tego, co się wydarzyło i dlaczego. To wszystko próby uzyskania kontroli nad czymś, co nie podlegało kontroli, nad czymś, co już się stało i czego nie da się zmienić. Jeśli jednak obrazy z miejsca zbrodni zostały upublicznione i przekazane szerzej, tak jak to miało miejsce w tym temacie, to konsekwencje mogą być bardzo poważne - wskazuje dr Łukasz Müldner-Nieckowski.
Efektem może być to, że w przeżywanie szokujących wydarzeń są wciągane osoby, które mogłyby i w wielu przypadkach również wolałyby w tym nie uczestniczyć emocjonalnie.
Głośna zbrodnia wywołuje najpierw szok i poczucie bezsilności, a czasem nawet zagrożenia. Potem emocje u osób niezwiązanych bezpośrednio z wydarzeniem zaczynają opadać. Psychoterapeuta wyjaśnia, że jako społeczeństwo wypracowaliśmy rytuały, które pomagają zarówno "otworzyć", jak i "zamknąć" wydarzenia. Tym, co służy wyciszeniu emocji, najczęściej jest pogrzeb.
Autorka/Autor: Piotr Wójcik/lulu
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Radek Pietruszka