"Pacjenci nam umierają w kolejkach". Problem z finansowaniem wymiany zastawki

serce zastawka shutterstock_2444471357
Jolanta Sobierańska–Grenda została nową ministrą zdrowia
Źródło: TVN24
Zabieg kardiologiczny TAVI pozwala w mniej inwazyjny sposób wymienić zastawkę nawet u 90-latków. Według szpitali NFZ ustalił za małe limity na tę procedurę. - Dla nas lekarzy jest bardzo bolesne, że mając możliwość wykonywania tych zabiegów, nie jesteśmy w stanie tego wykorzystać - mówi nam płk. prof. Paweł Krzesiński z WIM-PIW.
Kluczowe fakty:
  • Prof. Krzesiński sygnalizuje, że umowa z NFZ nie wystarcza na wykonanie takiej liczby procedur, ile mógłby wykonać między innymi Wojskowy Instytut Medyczny zgodnie z zapotrzebowaniem pacjentów.
  • Na czym polega zabieg TAVI i jaką ma przewagę nad innymi metodami?
  • - Mamy możliwości, chcemy to robić, ale blokuje nas ograniczenie formalne - tłumaczy nasz ekspert.
  • Więcej artykułów o podobnej tematyce znajdziesz w zakładce "Zdrowie" w serwisie tvn24.pl.

TAVI (Transcatheter Aortic Valve Implantation) to przezskórne wszczepienie zastawki aortalnej. Ten zabieg wykonuje się, gdy dochodzi do znacznego zwężenia zastawki aortalnej, które utrudnia odpływ krwi z lewej komory serca. Najczęstszymi objawami tej wady serca są duszność, ograniczenie tolerancji wysiłku i zwiększona męczliwość.

- Mocno alarmowym objawem są omdlenia. Jeżeli pacjent ma mroczki przed oczami, traci przytomność i ma zaburzenia równowagi, to sygnał, że zastawka jest na tyle ciasna, że zbyt mała ilość krwi dopływa do ośrodkowego układu nerwowego, jest niedokrwienie mięśnia sercowego i niewydolność w zakresie funkcji serca jako pomocy dla całego organizmu. Takich chorych bierzemy pod uwagę jako pierwszych kandydatów do zabiegu - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl płk. prof. Paweł Krzesiński, Kierownik Kliniki Kardiologii i Chorób Wewnętrznych Wojskowego Instytutu Medycznego Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie.

Statystyki dotyczące skuteczności TAVI systematycznie się poprawiają. Jednak coraz częściej brakuje środków na finansowanie tego leczenia, a pacjenci muszą czekać na wykonanie zabiegu wiele miesięcy. Szpitale zgłaszają, że przyznane im limity funduszy wyczerpują się bardzo szybko. NFZ tłumaczy, że te limity są związane z dużym kosztem zabiegu oraz wynikami przeprowadzonych analiz dotyczących zapotrzebowania na tego typu procedury.

Za mało środków z NFZ

Prof. Krzesiński mówi, że umowa z NFZ nie wystarcza na wykonanie takiej liczby procedur, ile mógłby ten ośrodek wykonywać zgodnie z zapotrzebowaniem pacjentów. - Zapotrzebowanie jest bardzo duże i ono rośnie. Jest to procedura dla pacjentów, którzy wcześniej w ogóle nie byliby operowani, nie mieliby zapewnionej możliwości wymiany zastawki. Dzięki temu, że jest mniej inwazyjna i mniej obciążająca dla pacjentów, to zwłaszcza osoby starsze z wielochorobowością mogą być takim zabiegom poddawane. Tych jest coraz więcej i będzie ich przybywać - podkreśla prof. Krzesiński.

WIM szacuje, że mógłby wykonywać takich zabiegów nawet 300 rocznie. - W chwili obecnej jesteśmy w stanie wykonać, ze względu na limit przydzielonych nam środków, niewiele ponad 20 proc. tej wartości, czyli 60 zabiegów rocznie, a zapotrzebowanie mamy pięciokrotnie większe. W związku z tym pacjentów najbardziej chorych i zagrożonych staramy się odsyłać do innych ośrodków, do Instytutu Kardiologii w Aninie i do Uniwersyteckiego Szpitala na Banacha, które również borykają się z tym samym problemem dotyczącym finansowania. Dlatego wszystkie ścieżki dla naszych pacjentów niestety stopniowo stają się niewydolne - mówi prof. Krzesiński.

TAVI ratuje seniorów

Kardiolog tłumaczy, że do zabiegów kwalifikowani są pacjenci, którzy mają najbardziej nasilone objawy i najbardziej zwężoną zastawkę. - Wśród tych, których poddajemy zabiegom, są chorzy, którzy trafili do nas najczęściej z powodu zaostrzenia niewydolności serca wskutek wady tej zastawki. Im musimy pomóc w pierwszej kolejności, bo jest bardzo duże ryzyko, że za chwilę będą mieli zaostrzenie niewydolności serca, a w skrajnym przypadku, że zdarzy im się śmierć w domu i nikt nie zdąży ich uratować - wyjaśniał prof. Krzesiński.

Najczęściej na zabieg są kwalifikowani pacjenci w wieku podeszłym, powyżej 70, czy 75 roku życia. - Warto wspomnieć, że te zabiegi są bezpieczne nawet u osób po 90. roku życia. Takim chorym najczęściej oferuje się ten zabieg, bo jest on dla nich najbezpieczniejszy, bezpieczniejszy od operacji na otwartej klatce piersiowej - dodaje prof. Krzesiński.

W większości ośrodków zabieg TAVI jest wykonywany na tzw. sali hybrydowej. - Optymalnym rozwiązaniem jest, aby w takim zabiegu brali udział kardiolodzy interwencyjni i kardiochirurdzy. W naszym ośrodku tak to się odbywa, że na posiedzeniu grupy sercowej, tzw. heart teamu, rozmawia kardiolog interwencyjny, kardiochirurg i kardiolog nieinwazyjny prowadzący pacjenta. W takim składzie podejmujemy decyzję, czy chory odniesie korzyść z takiego zabiegu. Potem zabieg wykonywany jest w parze, czyli kardiolog interwencyjny z kardiochirurgiem, którzy wspierają się wzajemnie - mówi prof. Krzesiński. Ma to znaczenie, szczególnie gdy taki zabieg trzeba wykonać w niestandardowy sposób, czyli "uzyskać dostęp inny niż typowy, na przykład dostać się do naczynia z dostępu szyjnego". Profesor przypomina, że są to zabiegi inwazyjne, więc mogą zdarzyć się powikłania, wymagające interwencji kardiochirurgicznej.

"Taka naprawa to inwestycja"

Eksperci podkreślają, że dla pacjenta TAVI to zabieg nieporównywalnie mniej obciążający niż klasyczna operacja kardiochirurgiczna, ponieważ dostęp umożliwiający wprowadzenie instrumentów, którymi wykonuje się wymianę zastawki, "jest dostępem z pachwiny, a zabieg może być i czasami jest przeprowadzany na bardzo płytkim znieczuleniu". Taki pacjent często już następnego dnia może wstać, a po dwóch, trzech dniach - opuścić szpital. Oczywiście wszystko zależy od ogólnego stanu takiej osoby, ale skrócenie czasu pobytu w szpitalu jest bardzo wyraźne.

- Na Zachodzie są ośrodki, które starają się wykonywać te zabiegi w procedurze jednego dnia. My podchodzimy do tego ostrożniej. To też wynika z tego, że w Niemczech do zabiegu kwalifikowani są pacjenci w lepszym stanie, bo Niemcy mają bardziej liberalne kryteria refundacyjne i kwalifikacji pacjentów - tłumaczy prof. Krzesiński.

Jaki jest koszt takiego zabiegu? Ponad 100 tysięcy złotych, i m.in. punktuje NFZ. Główną składową kosztu jest zastawka. Jednak według kardiologów to inwestycja w przyszłość. - Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że pacjent z chorą zastawką to pacjent, który często trafia do szpitala z zaostrzeniem niewydolności serca. Osoba starsza z takim incydentem leży w szpitalu tydzień, dwa i również to wiąże się z kosztami opieki. Leczymy wtedy objawowo, a nie naprawiamy. Wymiana zastawki jest naprawą, jest u wielu pacjentów dramatycznym skokiem w jakości ich życia i funkcjonowania. Chroni ich przed hospitalizacjami i zgonem. To jest inwestycja, która się zwraca - wyjaśnia prof. Krzesiński.

Krajowa Sieć Kardiologiczna pomogła?

Według kardiologów pilotaż KSK (program testowy realizowany od około 2021 roku do końca 2024 roku w wybranych województwach, m.in. na Mazowszu) był rzeczywiście dobrą opcją, żeby skorzystać z odrębnej puli finansowania, ale już się zakończył. W tym momencie szpitale nie mają możliwości, aby w ramach nowej sieci realizować w ramach odrębnej umowy tego typu zabiegi.

- Warto podkreślić, że dla pacjentów wydłużone oczekiwanie w kolejce jest ogromnym ryzykiem, oni po prostu nam w tych kolejkach umierają. A dla nas lekarzy jest bardzo bolesne, że mając możliwość wykonywania tych zabiegów, nie jesteśmy w stanie tego wykorzystać. Dokonywanie takich wyborów, wybieranie pacjenta, który jest bardziej chory i brak możliwości wykonania zabiegu u pacjenta, który jeszcze nie jest w takim stanie podbramkowym, ale też może odnieść korzyść z zabiegu jest obciążeniem emocjonalnym dla każdego lekarza, dla każdego zespołu. Mamy możliwości, chcemy to robić, ale blokuje nas ograniczenie formalne - podsumowuje prof. Krzesiński.

Czytaj także: