Telemedycyna zmienia leczenie. Potrzebne są tylko jasne regulacje

Teleporady
Diabetolożka dr. Olga Turowska o cukrzycy
Źródło: TVN24
Z pojęciem telemedycyny najczęściej kojarzymy udzielane telefonicznie porady lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Nic dziwnego, bo z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że prawie 80 procent teleporad odbywa się właśnie w POZ. Możliwości telemedycyny dużo efektywniej niż lekarze rodzinni mogą dziś jednak wykorzystywać również inni specjaliści - zwłaszcza diabetolodzy.

- Telemedycyna umożliwiła nam przede wszystkim wykonywanie teleporad, które są na poziomie takim jak wizyty tradycyjne. Oczywiście nie obejmują one badania pacjenta, ale obejmują możliwość oceny glikemii, wyrównania cukrzycy - tego, czy leczenie jest właściwe. Umożliwia nam to zmianę leczenia. Dzięki systemom telemedycznym mamy możliwość odczytu zarówno wyników z ciągłego monitorowania glikemii, jak i z pomp insulinowych - wskazuje w rozmowie z tvn24.pl dr Anna Jeznach-Steinhagen, diabetolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. 

Film czy stopklatka?

Jak dodaje lekarka, kiedyś, żeby monitorować glikemię, trzeba było chodzić na badanie do przychodni. Potem nastała era glukometrów. Wciąż jednak pomiarów nie dokonywano na tyle dużo, by można było mówić o optymalnej kontroli choroby. Prawdziwa rewolucja nadeszła wraz z pojawieniem się wspomnianych już systemów ciągłego monitorowania glikemii.

- Sensory mierzą glikemię w odstępach minutowych. Różnica między nimi a glukometrami jest taka, jak między obejrzeniem filmu a zobaczeniem z niego kilku stopklatek. Dane zbierane są cały czas, więc pacjent dowiaduje o rzeczach, o których wcześniej nie miał pojęcia. Pamiętam na przykład pacjenta, który bez sensora nie wiedziałby, że w nocy cukier mu najpierw spada, a od godziny trzeciej zaczyna wzrastać. Takie dane dla nas lekarzy są terapeutycznie bardzo ważne - dodaje Anna Jeznach-Steinhagen.

Pacjent jest bardziej świadomy

Ponadto wiele urządzeń jest wyposażonych w systemy predykcyjne, które alarmują chorego o zbliżającej się hiperglikemii lub przeciwnie - hipoglikemii. Pacjent może dzięki temu na przykład zawczasu zjeść coś słodkiego, by zwiększyć poziom cukru we krwi i uniknąć stanu, który może być groźny dla jego życia. Co więcej, pacjent, widząc coś niepokojącego, może również szybko zadzwonić do lekarza i zgłosić swoje objawy. Medycy mają też bezpośrednio wgląd w dane zbierane przez sensor z poziomu swojego konta profesjonalisty na specjalnej platformie informatycznej.

- Ma to szczególnie znaczenie na przykład w przypadku kobiet w ciąży. Zmiany w glikemii mogą u nich zachodzić szybko, czasami nawet z tygodnia na tydzień, a nie jesteśmy w stanie zapewnić pacjentkom tak wielu wizyt stacjonarnych, by mieć szansę to wyłapać. Wizyty on-line są tu wówczas bardzo pomocne. Warto dodać, że często kobiety w ciąży po prostu nie mogą przyjść na wizytę, bo mają zagrożoną ciążę i wtedy wizyta on-line i omówienie wyników glukozy sczytanych z sensora jest dobrą formą kontaktu - wskazuje diabetolog.

Na podobnej zasadzie lekarz może też odczytywać dane z pomp insulinowych czy inteligentnych penów do wstrzykiwania insuliny. Daje mu to w czasie rzeczywistym dostęp do informacji, które są kluczowe dla leczenia.

W POZ głównie telefon

- Telemedycyna w podstawowej opiece zdrowotnej to oczywiście na razie prawie zawsze tylko telefon. Jeśli się pacjenta nie zna, to chociażby weryfikacja jego tożsamości już stwarza ogromne problemy. Staramy się respektować, szanować i przede wszystkim stosować zalecenia europejskie, ale niekoniecznie tak się dzieje po stronie pacjentów. Tak jest na przykład wtedy, kiedy osoba nieupoważniona próbuje uzyskać informacje na temat babci czy dziadka - wskazuje dr Michał Sutkowski, prezes elekt Kolegium Lekarzy Rodzinnych.

Jak przyznaje lekarz, pomimo trudności organizacyjnych teleporady są zjawiskiem jak najbardziej pożądanym, oczywiście jeśli nie są narzędziem nadużywanym. Wątpliwości budzi natomiast to, w jak dużym stopniu przy podejmowaniu decyzji terapeutycznych można się obecnie w Polsce opierać na wskazaniach urządzeń noszonych na ciele pacjenta.

Doktor Sutkowski za przykład podaje migotanie przedsionków. Według wytycznych europejskich wskazanie dokonane przez tego typu sprzęt powinno być wystarczające do wypisania recepty na leki. Sutkowski obawia się, że podczas kontroli inspektor Narodowego Funduszu Zdrowia mógłby zakwestionować taką decyzję i cofnąć refundację. Mimo tego typu wątpliwości, potencjał takiego sprzętu jest jego zdaniem niewątpliwy. Potrzebne są ramy prawne, które jasno uregulowałyby warunki korzystania z nich. 

Jak przewidują analitycy Market Research Future, światowy rynek telemedycyny osiągnął w 2024 roku wartość niemal 72 miliardów dolarów. Do 2035 roku jego wycena wzrośnie do 200 miliardów dolarów.

Czytaj także: