- Unikanie rozmów o umieraniu sprawia, że jesteśmy nieprzygotowani, gdy dotyka nas strata.
- Akceptacja faktu, że śmierć jest częścią życia, pomaga lepiej przeżyć moment pożegnania i towarzyszyć bliskim z większym spokojem.
- W towarzyszeniu umierającemu najważniejsze jest bycie obecnym, słuchanie i dawanie choremu prawa do decydowania o sobie.
- Opieka nad umierającym wymaga siły i wsparcia. Po śmierci bliskiego warto pozwolić sobie na przeżycie żałoby w swoim tempie, bo to naturalny proces porządkowania życia po stracie.
Teoretycznie każdy z nas, żyjąc, zdaje sobie sprawę z tego, że śmierć jest momentem nieuniknionym, że kiedyś będzie się trzeba z nią zmierzyć, żegnając kogoś bliskiego. A nie jest tak, że w praktyce jednak ta świadomość znika, kiedy sami zderzamy się z taką sytuacją?
Uśmiecham się, słysząc to pytanie. Zaczął pan optymistycznie, zakładając, że w ogóle dopuszczamy fakt, że śmierć istnieje. Nie jest to zjawisko powszechne. Po ludzku mamy tendencję do uruchamiania mechanizmów, które bronią nas przed zagrażającymi informacjami, a ta właśnie taką jest. Jeśli natomiast jesteśmy gotowi zmierzyć się z myślą, że kiedyś będziemy musieli umrzeć, to już jest dobrze. Na pewno dużo trudniej jest osobom, które unikają tego tematu, a czasem są nim przerażone: "nie mów tak, nie chcę o tym słuchać i rozmawiać". Wydaje się, że unikanie nas ochroni, a niestety powoduje, że kiedy przychodzi czas żegnania kogoś bliskiego, jesteśmy do tego zupełnie nieprzygotowani.
Dużo w tym wszystkim chyba zależy też od tego, kogo i w jakiej sytuacji żegnamy. Inaczej pewnie będzie, kiedy ktoś bliski był już starszy i długo chorował, a inaczej, kiedy przychodzi nam się rozstać z kimś młodym, u kogo szybko postępowała choroba nowotworowa…
Rzeczywiście, dużo zależy od tego, kto jest osobą umierającą. Ma też znaczenie etap choroby, jak długo trwała. Ile mamy czasu, w którym możemy oswajać się z sytuacją i, jakkolwiek to brzmi, przygotowywać na zbliżającą się śmierć.
Ale trudno tu jednoznacznie odpowiedzieć. Śmierć młodych osób, matek, ojców małych dzieci, budzi naturalny sprzeciw i jest powodem niewyobrażalnego cierpienia. Ale z drugiej strony, wiele razy byłam świadkiem pożegnań, w których nie miało znaczenia to, ile lat miała osoba umierająca. Silna, zależna więź, obezwładniający lęk, niezgoda na to, że dzieje się coś, na co nie mamy wpływu i wiele innych kontekstów wpływa na to, że pożegnanie jest trudne.
W hospicjum pracujemy nad tym, by proces umierania, towarzyszenie i żegnanie bliskiej osoby, przebiegał spokojnie. Potrzeby jest czas, w którym zarówno osoba umierająca, jak i bliscy są zaangażowani w swego rodzaju przygotowanie do momentu śmierci. Obserwujemy czasem stan, który możemy określić mianem akceptacji sytuacji i "zgody na odejście". Nie znikają uczucia. Nadal jest smutek, żal, łzy, ale obserwujemy też jakiś rodzaj spokoju, pogodzenia, które wyraża się przekonaniem, że zrobiłem/łam wszystko, co było w mojej mocy. Najlepiej jak potrafiłem/łam.