Dzieła Jana Matejki, Józefa Brandta, Wojciecha Gersona i Aleksandra Gierymskiego po zakończeniu II wojny światowej zostały złożone na strychu jednego z dolnośląskich pałaców. Część spalili czerwonoarmiści. - Oni całą noc palili i pili. Byłem tam nad ranem 9 maja, w kominku się tliło - powiedział Polakom po latach radziecki oficer, który ocalił obrazy. Trafiły na wschód. W 213 wielkich paczkach wywieziono je 6 samochodami ciężarowymi. Później szczęśliwie wróciły do Polski. Nigdy nie udało się ustalić, co tej nocy bezpowrotnie zniszczono.
Historię opowiada nam Łukasz Kazek, popularyzator historii Dolnego Śląska. To właśnie on dotarł do radzieckich dzienników, które opisały wizytę wojskowych w pałacu w Zagórzu Śląskim. W 1954 roku "Wieczernyj Leningrad" relacjonował: "Jeden z mniejszych oddziałów Armii Czerwonej pod dowództwem pułkownika Wiaczysława Iwanowicza Moskwina w pościgu za oddziałem niemieckim zatrzymał się z 8 na 9 maja 1945 roku na Dolnym Śląsku w miejscowości Kynau". I dalej: "w pewnym momencie zameldowano mu, że na strychu pałacu znajdują się porzucone przez Niemców jakieś dzieła sztuki". Pułkownik postanowił meldunek sprawdzić. Nie miał wątpliwości: to dzieła sztuki należące do Polski.
Obrazy zapakowali do skrzyni i wywieźli na wschód
Z relacji gazety wynika, że Moskwin bez namysłu wydał rozkaz pozbierania tego co znalazł w pałacu. Rozebrano płot stojący obok pałacu. Żołnierze z desek zbili skrzynie w których złożono obrazy. W pośpiechu przewieziono je do konserwatorów działających przy muzeum w Leningradzie, czyli dzisiejszym Sankt Petersburgu. Do Związku Radzieckiego wyjechały m.in. książki oprawione w skórę, rulony szkiców i rysunków i 163 złocone ramy. Jak napisano w gazecie wszystko, co znaleziono, zapakowane w 213 wielkich paczek. I wywieziono 6 samochodami ciężarowymi.
"Stańczyk" wraca do Polski
Wojna się skończyła. Wszyscy starali się zapomnieć o tym, co w Europie działo się przez kilka lat. Próbował i pułkownik Moskwin. Wrócił do swojego dawnego zawodu. Chciał wieść normalne życie, takie jak przed wojną. I jak przed wojną wciąż korzystał z tramwajów. W trakcie jednej z takich podróży zaczął wpatrywać się w czytaną przez kogoś gazetę. "W oczy rzucił mu się tytuł artykułu o wystawie w Ermitażu, a eksponaty pochodzą z pracowni konserwatorskiej w Muzeum w Leningradzie" - odnotowała gazeta.
Mężczyzna uznał, że musi zobaczyć, jakie to wielkie malowidła są pokazywane w muzeum. Gdy zobaczył odrestaurowane dzieła sztuki, które wcześniej widział w dolnośląskim zamku, myślał że myli go wzrok. Wokół było tysiące zwiedzających. Obserwowali to na co Moskwin patrzył na strychu pałacu w Zagórzu Śląskim.
Dzieła sztuki z polskich zbiorów przez kilka miesięcy były pokazywane na terenie ZSRR. W końcu wróciły do Polski. Umieszczono je w Muzeum Narodowym. - Wśród nich był "Stańczyk" Jana Matejki. Ale nie tylko. Był też "Wyjazd z Wilanowa Jana Sobieskiego z Marysieńką" pędzla Józefa Brandta i "Odpoczynek" Wojciecha Gersona - opowiada miłośnik historii Dolnego Śląska.
Sołtys błagał o pomoc, uratowano dziewczynki i obrazy
- Cała ta historia została przekazana przez samego pułkownika Moskwina, który w 1969 roku odwiedził Polskę i Zamek Grodno. Tu opowiedział wszystko dyżurującemu wtedy przewodnikowi sudeckiemu Piotrowi Marcowi i kustoszowi Janowi Sakwerdzie. Mnie na trop tej opowieści, za co bardzo dziękuję, naprowadził Stanisław Warzecha, który także był przewodnikiem - mówi Kazek.
Co pułkownik opowiedział podczas ponownej wizyty na Dolnym Śląsku? Jak relacjonuje miłośnik historii regionu, były wojskowy wspominał, że 9 maja 1945 roku przybiegł do niego zaaferowany sołtys. - Błagał o pomoc. Wszystko dlatego, że żołnierze z Mongolii uprowadzili kilka dziewcząt do pobliskiego pałacu. Tam mieli je gwałcić i bić - przytacza Kazek.
Moskwin postanowił zaprowadzić porządek. Do pałacu wkroczył w środku imprezy suto zakrapianej alkoholem. - Wszedł i wszystkich postawił pod ścianą. Jeden fałszywy ruch i zostaliby rozstrzelani. W komiku palono obrazami. Kazał przeszukać pałac i uwolnić nastoletnie dziewczynki. To właśnie wtedy zameldowano mu o tym, że na strychu znajdują się jakieś dzieła sztuki - opowiada dziennikarz magazynu "Inne Oblicza Historii".
Pułkownik miał jeszcze wspominać o tym, że podczas gdy Polacy szukali "Portretu młodzieńca" Rafaela ten mógł spłonąć w pałacowym kominku. "Oni całą noc palili i pili. Byłem tam nad ranem 9 maja, a w kominku się tliło" - powiedział Polakom.
Pałacowy buydnek znajduje się w Zagórzu Śląskim:
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: MNW Cyfrowe/Wikipedia (PD-old-100), arch. prywatne Łukasza Kazka