Wypowiedzenie umowy na nocną i świąteczną opiekę medyczną w Powiatowym Centrum Medycznym w Wołowie, to skutek tragicznych wydarzeń z lipca tego roku. Przed wołowskim szpitalem zmarł mężczyzna, bo drzwi do placówki były zamknięte. Personel nie chciał wpuścić pacjenta do środka, bo ten miał się agresywnie zachowywać. Mężczyzna zmarł na zawał serca przed drzwiami placówki.
25 lipca do Powiatowego Centrum Medycznego w Wołowie próbował dostać się 60-letni Edward Szelest. Personel nie wpuścił go do szpitala, mimo że ten dobijał się do drzwi. Mężczyzna zmarł na chodniku. Dyżurujące w lipcową noc w Wołowie pielęgniarka i lekarka miały nie wpuścić pacjenta do szpitala, bo - jak wynikało z ich relacji - bały się. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT
NFZ wypowiada umowę szpitalowi
Po śmierci pacjenta NFZ zdecydował się przeprowadzić kontrolę. Urzędnicy mieli sprawdzić czy postępowanie personelu było właściwe oraz dlaczego placówka jest zamykana na noc. Podczas kontroli "jedna z pań przyznała się do zamknięcia drzwi".
Teraz, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, Narodowy Fundusz Zdrowia wypowiada szpitalowi z Wołowa umowę na nocną i świąteczną opiekę medyczną.
- Sprawdzaliśmy czy do ambulatorium zamykane są drzwi. To się potwierdziło, co oceniliśmy negatywnie i w związku z tym dyrekcja naszego oddziału podjęła decyzję o wypowiedzeniu umowy z dniem 31 października. Jednocześnie ogłaszamy dzisiaj konkurs na nocną i świąteczną opiekę zdrowotną dla powiatu wołowskiego i postępowanie zakończy się 17 października - informuje Joanna Mierzwińska, rzecznik dolnośląskiego oddziału NFZ.
Jak wyjaśnia, wcześniej szpital odwoływał się od ustaleń Funduszu. Nie była to jednak argumentacja, która przekonała kontrolerów.
Śledztwo w toku
Sprawę feralnej nocy w wołowskim szpitalu wyjaśniają prokuratorzy. Śledztwo zostało przeniesione z Wołowa do Wrocławia. - Postępowanie jest w toku, zbieramy dokumentację i przesłuchujemy świadków. Czekamy też na ostateczne wyniki sekcji zwłok. Konieczne są dodatkowe badania - mówiła w sierpniu tvn24.pl Małgorzata Klaus z prokuratury okręgowej we Wrocławiu.
Sprzeczne wersje
Przypomnijmy, w oświadczeniu dla mediów tuż po zdarzeniu Jolanta Klimkiewicz, prezes Powiatowego Centrum Medycznego w Wołowie informowała: "do szpitala próbował dostać się mężczyzna, który zachowywał się w sposób agresywny i wulgarny (kopał w drzwi i używał niecenzuralnych słów). Personel (...) próbował nawiązać kontakt z mężczyzną (...) na co w odpowiedzi słyszał jedynie wyzwiska". CZYTAJ WIĘCEJ
Z kolei same pielęgniarki wyjaśniały kontrolerom NFZ, że drzwi zamknęły, ale "z zupełnie innego powodu". Nie miały również nic wspominać o strachu.
A starosta wołowski tłumaczył, że główne wejście do szpitala jest zamykane na noc ze względu na trwający remont. - To wszystko jest tymczasowe. Na razie to rozwiązanie wydawało nam się najlepsze, bo pracownicy się boją. Czasem pod szpital przychodzą chorzy psychicznie albo pijani ludzie - mówił pod koniec lipca Marek Gajos, starosta powiatowy z Wołowa.
Z kolei Joanna Mierzwińska pytana o to, jak kontrolerom NFZ tłumaczyła się dyrekcja szpitala, odparła, że według ich oświadczeń "sprawa była incydentalna". - Dyrekcja tłumaczyła, że ambulatorium działa normalnie, a drzwi do niego są otwarte od 18.00 do 8.00 rano i że nie ma żadnego problemu z dostaniem się do lekarza. Takie oświadczenie złożono - wyjaśniała Mierzwińska.
"Gdyby otrzymał pomoc, żyłby"
Wdowa po Edwardzie Szeleście nie ma wątpliwości, że do śmierci jej męża przyczynił się personel szpitala. Specjaliści przekonywali, że mężczyznę można było uratować. - Pacjent otrzymałby potrzebną pomoc natychmiast i po kilku dniach wyszedłby cały i zdrowy ze szpitala - przyznawał na początku sierpnia Adrian Stanisz ze Stołecznego Komitetu Ratowników Medycznych.
Do tragicznych wydarzeń doszło przed placówką w Wołowie:
Mapy dostarcza Targeo.pl
Autor: balu/ec / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 | D.Wudniak