W ubiegłym roku z powodu huku wystrzałów w Fundacji Puchaczówka w miejscowości Wyszonowice (woj. dolnośląskie) padły zwierzęta: koziołek i dwa ptaki. Sprawa została zgłoszona do prokuratury w Strzelinie, która początkowo odmówiła wszczęcia postępowania. Po zażaleniu, które złożyła pełnomocniczka fundacji - sąd orzekł, że postępowanie prokuratury było nieprawidłowe i skierował tę sprawę ponownie do rozpatrzenia.
Do zdarzenia doszło w ubiegłym roku w Ośrodku Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Puchaczówka na Dolnym Śląsku. Tam grupa osób postanowiła odpalać fajerwerki świetlne i hukowe pod samym ośrodkiem. Sarna, myszołów i krogulec nie przeżyły sylwestrowych wystrzałów. Pozostałe zwierzęta przeżyły zaś koszmar.
- Nagrałem sam moment, jak ktoś strzela, jak biegłem za zagrodę saren. Ktoś odpalił zestaw pirotechniczny. Zaczęło to błyskać, zaczęło strzelać. Większość saren na szczęście była w drugiej części zagrody. Ale ten jeden koziołek przeraził się, rozpędził i w panice uderzył w ogrodzenie, łamiąc kark - opowiadał nam wtedy Marcin Marzec z Fundacji Ośrodek Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Puchaczówka.
Ptaki zmarły z powodu stresu. Koziołek nie przeżył zderzenia z siatką, choć miał już iść na wolność.
- Mamy sytuację, w której 31 grudnia kilka osób podeszło dosłownie pod sam Ośrodek Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Puchaczówka i zaczęło odpalać fajerwerki hukowe i świetlne. Ktoś postanowił, tutaj mam na myśli mieszkańców tej miejscowości, podejść pod ten ośrodek i odpalać te fajerwerki. Wskutek tego zwierzęta z tego ośrodka dostały bardzo wysokiego stresu, a trzy z nich zapłaciły życiem - mówi pełnomocniczka, adwokat Karolina Kuszlewicz.
Sprawa została zgłoszona do prokuratury w Strzelinie, jako przejaw znęcania się nad zwierzętami.
- Sprawę zgłosiliśmy do prokuratury. Po analizie prawnej jestem przekonana, że mamy do czynienia z przestępstwem znęcania się nad zwierzętami właśnie poprzez spowodowanie ich cierpienia polegającego na odpalaniu w bardzo bliskiej odległości fajerwerków hukowych. Dla każdego zwierzęcia to byłoby ogromne cierpienie, a dla zwierząt dzikich to było zwielokrotnione, dlatego, że one już z zasady są bardzo płochliwe – wyjaśnia pełnomocniczka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kilkadziesiąt martwych lisów, niektóre wisiały na gałęziach
Sprawa trafiła do sądu
Strzelińska prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, twierdząc, że takie zachowanie nie wypełnia znamion przestępstwa. Pełnomocniczka reprezentująca fundację złożyła do sądu zażalenie.
- Prokuratura niestety podeszła do tej sprawy najpierw bardzo powierzchownie, po czym postanowiła odmówić wszczęcia postępowania. W imieniu Puchaczówki złożyłam zażalenie do sądu. W tym zażaleniu wskazywałam na interpretację ustawy o ochronie zwierząt, że jeżeli ustawa mówi, że powodowanie bólu lub cierpienia zwierząt jest znęcaniem się nad nimi, to dlaczego nie mielibyśmy ocenić w taki sposób właśnie zachowania polegającego na tym, że świadomie w pobliżu zwierząt dzikich odpala się fajerwerki. Sąd w całości uwzględnił nasze zażalenie, powiedział, że postępowanie prokuratury było nieprawidłowe i skierował tę sprawę ponownie do prowadzenia – tłumaczy mecenas.
Wszczęcie postępowania
Sprawa wróciła więc do prokuratury. - Postępowanie zostało zarejestrowane w prokuraturze w Strzelinie. Materiały sprawy zostały przekazane do Komendy Powiatowej Policji w Strzelinie celem wykonania czynności. Zostało wszczęte dochodzenie o czyn z art. 35 ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt. Wszystkie czynności wykonuje teraz policja, to przede wszystkim przesłuchanie w charakterze świadków osób, których dane personalne zostały ustalone, a które miały odpalać te fajerwerki - poinformowała Karolina Stocka-Mycek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Ośrodek Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Puchaczówka