Dokładne okoliczności śmierci mężczyzny po policyjnej interwencji we Wrocławiu, przyczyna zgonu, a nawet tożsamość zmarłego nadal nie są jasne. Według wstępnych ustaleń prokuratury, relacji świadków i nagrań monitoringu w niedzielną noc najpierw było obywatelskie zatrzymanie związane z próbą kradzieży samochodu, potem działania podjęli funkcjonariusze. Dolnośląska policja w sobotę wydała oświadczenie, w którym prezentuje swoje stanowisko. Do sprawy wróciła też "Gazeta Wyborcza", publikując notatkę sporządzoną przez jednego ze świadków zdarzenia.
W piątek, gdy o sprawie doniosły media (jako pierwsza opisała ją "Gazeta Wyborcza") dolnośląska policja odmawiała komentarza - także naszemu portalowi - odsyłając do prokuratury. W sobotę opublikowała jednak oświadczenie w sprawie śmierci młodego mężczyzny, wobec którego funkcjonariusze przeprowadzali interwencję w nocy z 14 na 15 maja. Do zdarzenia miało dojść tuż po obywatelskim zatrzymaniu na ulicy Grabiszyńskiej we Wrocławiu.
Policja przytacza komunikat prokuratury
Oświadczenie pojawiło się na stronie policji dolnośląskiej 20 maja. Z jego treści wynika, że jest to odpowiedź na "zarzuty" jakie pojawiły się wobec działań wrocławskich policjantów. Według zespołu prasowego, który podpisał się pod oświadczeniem, w niektórych publikacjach "pominięto część informacji, które dałyby odbiorcom pełen obraz sytuacji".
Tą kluczową informacją miały być na przykład wstępne ustalenia biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu. "Biegli (...) przeprowadzili sekcję, nie ustalili przyczyny zgonu mężczyzny. (...) Z ich wstępnych ustaleń wynika, że obrażenia, jakie ujawniono na ciele denata, nie przyczyniły się do jego śmierci" - przekazał zespół prasowy dolnośląskiej policji.
Pod krótkim oświadczeniem opublikowano wcześniejszy komunikat Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Prokuratura Rejonowa Wrocław-Stare Miasto wszczęła postępowanie 15 maja, niedługo po zdarzeniu. Śledztwo dotyczy nieumyślnej śmierci mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Prokuratura ta złożyła już wniosek o przekazanie sprawy do innej jednostki. - Jest to procedura standardowa w takich okolicznościach, kiedy prokuratura nadzoruje komisariat policji, który interweniował przy danym zdarzeniu - wyjaśniła Małgorzata Dziewońska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Co znajduje się w notatce spisanej przez świadka?
W sobotę rano "Gazeta Wyborcza" wróciła do sprawy wydarzeń na Grabiszyńskiej, publikując notatkę sporządzoną przez kobietę, będącą jednym ze świadków. O istnieniu takiego dokumentu - który miał być sporządzony niedługo po zdarzeniu, po powrocie Anny Trojanowskiej do domu - wspominaliśmy w piątek w artykule w tvn24.pl. Mówił też o tym na antenie TVN24 Marcin Rybak, autor artykułu w "GW".
Jak zapewnia "GW", redakcja nie redagowała opublikowanego w sobotę materiału. "Tylko niektóre jego fragmenty uczyniliśmy śródtytułami i wykreśliliśmy nazwiska policjantów. Pani Anna zna je, bo poprosiła funkcjonariuszy, żeby jej się wylegitymowali. Nazywamy ich: "Policjant1" i "Policjant2" - czytamy w dzienniku.
Według zapisków, kobieta pojawiła się na miejscu zdarzenia około godz. 2.55. Tuż przed sklepem zobaczyła trzy osoby, które trzymały szarpiącego się mężczyznę. Jak dostrzegła, ten mężczyzna trzymał w ręce drucik "zwinięty w klucz". Pani Anna zauważyła i zanotowała, że osoba ta leżała na plecach i była wówczas przytomna. Kobieta została zapewniona przez innych świadków, że policja już wie o sprawie. Mimo to postanowiła się o tym upewnić, dlatego zadzwoniła pod numer 112, gdzie otrzymała potwierdzenie. Według niej, na miejscu zdarzenia jako pierwsza pojawiła się karetka (około godz. 3.10).
"Medycy nie interweniują, czekają na policję, pytają świadków o sytuację. Człowieka dalej trzymają te osoby, co wcześniej. Medycy w żaden sposób nie reagują, nie zbliżają się do człowieka" – napisała Anna Trojanowska w notatce.
"Pytam medyka, czy nie robią mu krzywdy - mówi, że nie"
Jak stwierdziła, nieoznakowany radiowóz pojawił się około 10-15 minut później niż karetka. Policjanci byli w cywilu. Mieli próbować założyć zatrzymanemu kajdanki. Mówili do niego, by się przedstawił i wskazał, gdzie ma dokumenty.
"Policjant1 wykręca obie ręce do tyłu, zakłada kajdanki. Człowiek na brzuchu, przekręcają go bardziej na bok. Szukają dokumentów, on mówi, że ma z tyłu (w kieszeni?). Medycy przyglądają się, pytam, czy wszystko jest ok. Medyk z brodą potwierdza. Policjant1 trzyma kolanem klatkę piersiową człowieka, ręce zakute kajdankami wykręcone do tyłu (90 stopni, proste ręce). Widać oddech (odsłonięty tors). Szukają dokumentów, przekręcają go kilka razy na boki, żeby przeszukać kieszenie. Człowiek leży na brzuchu. Jest przytomny, trochę się szarpie. Policjant2 cały czas trzyma nogi. Policjant1 wykręca ręce do góry, człowiek krzyczy niezrozumiale. Pytam medyka, czy nie robią mu krzywdy - mówi, że nie” – czytamy w notatce opublikowanej przez "Gazetę Wyborczą".
Chwilę później - według relacji świadka - mężczyźnie podłączono pulsoksymetr. "Mówią medycy, że nie ma wyniku, bo ręce zimne (łapy). Ma otwarte oczy. Nie widzę momentu, kiedy przestaje oddychać. Nagle przewracają go na plecy, zaczynają cpr [reanimację - red.] Oczy otwarte. Podłączają maszynę do resuscytacji" – czytamy w notatce.
I dalej: "Po dłuższej chwili resuscytacji (raczej kilka min) człowiek wraca do życia (chyba?). Nie odzyskuje przytomności. Medycy sprawdzają jego stan, przenoszą na nosze, biorą do karetki. (...) Karetka odjeżdża, człowiek żyje (?) mundurowy jedzie z nimi do szpitala na Weigla".
Co pokazał monitoring
Wszystko wydarzało się w nocy z 14 na 15 maja. Przed godziną 3 przed klubem u zbiegu ulic Grabiszyńskiej i Zaporoskiej we Wrocławiu doszło do szarpaniny, którą zarejestrowały kamery monitoringu lokalu. Na nagraniu widać trójkę szarpiących się mężczyzn. Pojawiają się o godzinie 2.49. Przepychają się na chodniku, potem wbiegają na ulicę, między przejeżdżające samochody, które zatrzymują się lub zwalniają. Na nagraniu cała trójka widoczna jest przez minutę. Później akcja przenosi się poza kadr kamery, widać natomiast podjeżdżającą karetkę pogotowia, a następnie samochód osobowy - prawdopodobnie był to nieoznakowany radiowóz - oraz radiowóz z sygnalizacją świetlną.
Według "Gazety Wyborczej" policjanci zabezpieczyli także sklepowy monitoring, który mógł nagrać dalszy ciąg zdarzeń. Na razie nie wiadomo, co na nim widać.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Źródło: TVN24, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24