Przed wrocławskim sądem ruszył proces w sprawie pobicia dziennikarza i wykładowcy akademickiego Przemysława Witkowskiego. Jak twierdzi, został zaatakowany, bo skrytykował homofobiczne napisy namalowane na murze wzdłuż bulwaru nad Odrą. Oskarżony przedstawia inna wersję wydarzeń. Przed sądem mówił, że to Witkowski sprowokował bójkę, a on się tylko bronił.
25 lipca Witkowski razem z partnerką jechali rowerami bulwarem niedaleko Mostu Trzebnickiego. Na murze wzdłuż bulwaru para zauważyła m.in. krzyże celtyckie, litery "AM" (skrót od Autonomiczni Nacjonaliści), czy też napisy takie jak "Stop pedofilom z LGBT".
Pobicie
Dziennikarz przyznał w poniedziałek przed sądem, że głośno krytykował symbole i napisy, co usłyszeć mogły osoby mijane przez nich na bulwarze. Droga, którą wybrali, kończyła się nasypem kolejowym, dlatego musieli zawrócić. Rower Witkowskiego szwankował, koło ocierało o ramę. Swojej partnerce powiedział, żeby pojechała dalej, a on sam spróbuje je naprawić i ją dogoni. Kobieta odjechała, a niedługo potem do Witkowskiego - według jego relacji - podszedł mijany wcześniej na bulwarze mężczyzna.
- Zapytał "co, nie podobają ci się napisy?". Przestraszyłem się, ale powiedziałem, jak myślę. Próbowałem dalej iść, prowadząc rower. On nie ruszył się z miejsca. Zapytał "i co teraz". Próbowałem iść dalej. Wtedy mnie popchnął. Upadłem z rowerem na bok. Kiedy próbowałem wstać, zaczął krzyczeć "i co, lewacka k***o?" - relacjonował w sądzie dziennikarz.
Wtedy, jak zeznawał, poleciały ciosy. Na początku dwa, trzy razy pięścią w twarz. Witkowski próbował się bronić, ale jak sam przyznał, nie potrafi się bić. Poza tym po ciosach stracił okulary, a przy minus cztery dioptrii, słabo widział napastnika - tłumaczył.
Według naukowca bicie mogło trwać nawet trzy minuty. Napastnik miał się opamiętać dopiero po słowach "Chcesz mnie za***ać? Zwariowałeś?".
Mimo że sam oskarżony zaprzecza, Witkowski jest przekonany, że jest on związany z grupami skrajnie prawicowymi. Przed sądem mówił, że otrzymał filmy, na których widać Macieja K. malującego krzyże celtyckie na ścianach. Nie jest jednak w stanie tego udowodnić, ponieważ, jak mówi, jego informatorzy wolą się nie wychylać i nie będą zeznawać.
"Przemoc jest niedopuszczalna"
Zupełnie inaczej zdarzenia z lipca przedstawił przed sądem oskarżony. Już na wstępie nie przyznał się do czynu opisanego w akcie oskarżenia i stwierdził, że to Witkowski był prowokatorem, że to on zaatakował.
Według jego relacji dziennikarz podjechał rowerem, zatrzymał się przy napisie "Stop pedofilom z LGBT" i zapytał: "Co, podoba ci się ten napis naziolska k***o?".
- Odpowiedziałem "Tak, podoba mi się lewacka k***o" - mówił przed sądem Maciej K.
Następnie Witkowski miał podejść do niego blisko, zewrzeć się ciałami. K. próbował go odepchnąć, po czym otrzymał dwa ciosy w twarz. Wszystko - według oskarżonego - trwało około minuty.
- To była wymiana ciosów, która skończyła się na moją korzyść - mówił, podkreślając "czynnie kontynuowaną walkę" przez Witkowskiego.
Bójka zakończyła się poważnymi obrażeniami u dziennikarza. Miał złamany nos w dwóch miejscach i złamaną kość jarzmową. Maciej K. został zatrzymany około tydzień po zdarzeniu. Na jego ciele żadnych śladów nie było. Jak twierdzi, zdążyły zniknąć.
Witkowski jeszcze przed rozpoczęciem rozprawy mówił dziennikarzom, że życzyłby sobie, aby oskarżony zrozumiał, że jego postępowanie jest złe. Chciałby, żeby wyraził skruchę.
- Przemoc jest niedopuszczalna, niezależnie czy mówimy o prawicy, lewicy, czy centrum. To jest niedopuszczalne, żeby próbować zmusić kogoś do zmiany poglądów. Jeśli ten człowiek tego nie zrozumie, to nie wiem, jakie miejsce chciałby zająć w społeczeństwie - powiedział.
Autor: ib / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław