- Zdecydowanie kiedyś było lepiej. Było większe poważanie w stosunku do naszego zawodu - mówi ratownik medyczny z Wrocławia. Niedawno wandale zniszczyli kupiony cztery miesiące temu ambulans. Jak mówią medycy z atakami spotykają się niemal każdego dnia.
W ostatnich miesiącach wielokrotnie dochodziło do ataków na ratowników medycznych. Czasami kończyło się na zaczepkach słownych, innym razem w ruch szły pięści. Tak było m.in. w Nysie na początku stycznia i w listopadzie w Starogardzie Gdańskim. Niedawno ktoś zniszczył karetkę pogotowia ratunkowego we Wrocławiu. W tym czasie medycy udzielali pomocy pacjentowi w jego mieszkaniu. Czytaj więcej na ten temat
"Stek wulgaryzmów i próba pobicia"
Ratownik z którym rozmawiała reporterka TVN24 przyznaje: zdecydowanie kiedyś było lepiej.
- Było większe poważanie w stosunku do naszego zawodu, w stosunku do zespołów ratownictwa medycznego. W tej chwili bardzo często spotykamy się z atakami agresji, chociażby słownymi. Najczęściej z takimi, ale do rękoczynów także dochodzi - mówi Michał Matraj, ratownik medyczny.
Jednocześnie przyznaje, że w stolicy Dolnego Śląska do poważnej napaści jeszcze nie doszło. Na co dzień zdarzają się nieprzyjemne sytuacje. Tak było chociażby 20 lutego. Zespół pana Michała pojechał do mężczyzny, który miał nieprzytomny znajdować się na przystanku tramwajowym. - Okazało się, że jest pod wpływem alkoholu. Został przetransportowany na noszach do karetki. Wtedy zaczął z nami niemalże wojować. W ruch poszły pięści i groźby - opowiada ratownik. Popłynęły też obraźliwe słowa. Mężczyzna, który miał potrzebować pomocy, wyszedł z karetki. Jednak kilkaset metrów dalej ponownie spotkał się z załogą ambulansu. - Zatrzymali nas ludzie. Chcieliśmy pomóc temu mężczyźnie. Niestety po raz kolejny spotkaliśmy się ze stekiem wulgaryzmów i próbą pobicia nas - relacjonuje Matraj.
Ratownik na służbie jak funkcjonariusz publiczny
Z kolei kilka miesięcy temu wrocławscy ratownicy zostali wezwani do mieszkania w którym odbywała się libacja alkoholowa. Medycy udzielili pomocy, a gdy ratownicy wyszli z mieszkania drzwi się zatrzasnęły. W środku został lekarz, którego nie chciano wypuścić. Nikt nie miał też ochoty ratowników ponownie wpuścić do środka. Na miejsce wezwano policję.
Podobne przypadki mają skłaniać wielu ratowników medycznych do zastanawiania się nad odejściem z zawodu. - Przychodzą takie refleksje, bo nie jesteśmy szanowani. My nie oczekujemy nie wiadomo czego. Chcemy po prostu jak najlepiej wykonywać swoją pracę i by nikt nam w tym nie przeszkadzał - podkreśla mężczyzna.
Matraj przyznaje, że ratownicy nie mają żadnych środków obrony. Mogą liczyć na swoje umiejętności lub ratować się ucieczką. Choć, gdy są na dyżurze są traktowani jak funkcjonariusze publiczni i chroni ich prawo.
Kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3 art. 222§1 Kodeksu Karnego
Kto znieważa funkcjonariusza publicznego lub osobę do pomocy mu przybraną, podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku art. 226§1 Kodeksu Karnego
Autor: tam/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24