Kobieta, która jako pierwsza zauważyła bombę we wrocławskim autobusie MPK, otrzymała od komendanta wojewódzkiego list gratulacyjny i "okolicznościowy upominek". Wcześniej policjanci , którzy zatrzymali "bombera", dostali 10 tys. zł do podziału od wojewody. - To dwie różne kwestie - mówi rzecznik dolnośląskiej policji.
Do wybuchu domowej roboty ładunku doszło 19 maja na przystanku w centrum Wrocławia. Wcześniej Paweł R. podłożył skonstruowaną przez siebie bombę w autobusie. Jedna z pasażerek zobaczyła podejrzaną reklamówkę i zaalarmowała kierowcę. Ten wyniósł pakunek na przystanek. Jak się później okazało, działał wbrew procedurom. Jednak i prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji, i niektórzy eksperci stwierdzili, że "działał adekwatnie do sytuacji". - Zachował się bohatersko - komentował dr Andrzej Vogt, chemik.
Po ponad dwóch tygodniach od zdarzenia komendant wojewódzki postanowił podziękować pasażerce. Kobieta pojawiła się w piątek we wrocławskiej komendzie. - Komendant jej podziękował i wyraził słowa uznania za postawę, która jest godna naśladowania - mówi asp. szt. Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji. Kobieta pragnie zachować anonimowość.
Policjanci przyznali, że dzięki jej "czujności i właściwej reakcji, zapobiegła tragedii". Za przyczynienie się do sukcesu dostała... list gratulacyjny, okoliczny upominek i podziękowania.
Nagrody dla policjantów, podziękowania dla pasażerki
Wcześniej pięciu policjantów dostało od wojewody dolnośląskiego 10 tys. zł do podziału. To właśnie dzięki nim wrocławski bomber wpadł w ręce służb po kilku dniach od podłożenia ładunku.
- To dwie zupełnie inne kwestie. Policjanci operacyjni dostali nagrody pieniężne za swoje szczególne zaangażowanie, przyczynienie się do wyjaśnienia sprawy, ustalenie i zatrzymanie podejrzanego o popełnienie przestępstwa. A komendant chciał podkreślić i docenić obywatelską postawę pasażerki. Zwróciła uwagę na podejrzany pakunek, chociaż nie musiała. I za to postanowiliśmy jej podziękować - tłumaczy Petrykowski.
Student chemii bomberem
22-letni Paweł R. został zatrzymany pięć dni po podłożeniu ładunku w Szprotawie (woj. dolnośląskie), w domu swoich rodziców. Jak relacjonował komendant główny policji, był zdziwiony, bo myślał, że dostatecznie zatarł ślady i funkcjonariusze go nie zidentyfikują.
Mężczyzna okazał się studentem chemii. Prokurator postawił mu zarzuty o charakterze terrorystycznym, usiłowania zabójstwa wielu osób przy użyciu materiałów wybuchowych i zarzut spowodowania zdarzenia, które zagrażało życiu i zdrowiu wielu osób. Początkowo Paweł R. przyznał się do winy. Kilka dni później jednak zmienił front, a jego obrońca stwierdził, że bomber przyznając się do winy, "mógł nie zrozumieć pytania".
Dodatkowo okazało się, że stan kobiety, która została ranna w wyniku wybuchu, jest poważniejszy, niż wcześniej się wydawało. Może to oznaczać, że zarzuty względem bombera "zostaną uzupełnione".
Autor: mir / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław