Właściciel dwóch kotek został uznany za winnego tego, że nie dopilnował swoich pupilek. Te były uciążliwe dla sąsiadów. Załatwiały się w ich ogrodzie i wyjadały rybki z oczka wodnego. Sąd wymierzył mu karę. - Drżyjcie właściciele kotów we Wrocławiu - skomentował wyrok pan Patryk i zapowiedział apelację.
Sprawa rozpoczęła się ponad roku temu. To wtedy mieszkaniec wrocławskiego Ołtaszyna zauważył braki w swoim oczku wodnym. Później miał podpatrzeć, że na jego ozdobne rybki polują koty sąsiada. - Jadły na zmianę - twierdził niezadowolony mężczyzna. Co więcej, koty miały załatwiać się na posesji mężczyzny. Tego było dla niego za wiele.
Najpierw, jak relacjonował sąd, mężczyzna rozmawiał z właścicielem kotów. Gdy rozmowy nie przyniosły skutku rozgoryczony sąsiad wezwał strażników miejskich. Dwukrotnie w odstępie kilku tygodni. Funkcjonariusze nie doszli do porozumienia z właścicielem kotów. W ten sposób sprawa trafiła na wokandę wrocławskiego sądu.
Czyn szkodliwy, ale nie rażący
Skarżącym nie był niezadowolony sąsiad, a straż miejska. Patryk Hałaczkiewicz, obwiniony o uciążliwe zachowanie swoich kotów, odpowiadał między innymi na pytania o to, czy widywał czworonogi o podobnym umaszczeniu do jego pupilek. Przyznawał: sprawa jest kuriozalna, a ja do dziś nawet nie wiem, o które koty chodzi i czy na pewno o moje.
Sąd jednak nie miał wątpliwości, że chodziło o koty pana Patryka.
- Miał obowiązek utrzymywać koty w taki sposób, by nie wydostały się poza teren nieruchomości. Tymczasem w okresie objętym zarzutem zwierzę robiło to wielokrotnie, przechodząc na posesję sąsiadów, ponieważ obwiniony nie podjął żadnych działań zmierzających do jego powstrzymania - mówiła sędzia Aurelia Krajczy-Kozłowska.
Hałaczkiewicza sąd uznał winnego niedopilnowania kotów. I ukarał go naganą. - Czyn obwinionego był społecznie szkodliwy, ale nie nadmiernie rażący - podkreślała sędzia.
I przypominała, że w trakcie procesu właściciel czworonogów mówił o swojej motywacji. - Stawiał dobro zwierzęcia w postaci prawa do swobodnego i nieskrępowanego przemieszczania się nad prawem sąsiadów do spokojnego zamieszkiwania i niezakłóconego korzystania z własności - wyjaśnił sąd.
Właściciel kotów: straż miejska będzie miała co robić
- Będziemy apelować - stwierdził Hałaczkiewicz po wyjściu z sali rozpraw. Jego zdaniem po takim wyroku sądu "wszyscy właściciele kotów we Wrocławiu mogą drżeć".
- Straż miejska będzie miała co robić. Właściciele kotów wolno chodzących mogą znaleźć się przed sądem - zauważa mężczyzna.
Nic, tylko - jak mówi - stawiać ogrodzenia. - Każdy musiałby zbudować fortecę, kilkumetrowe płoty. Myślę, że ten przepis regulaminu miasta powinien być uchylony albo sprecyzowany - przyznał Hałaczkiewicz.
Co w praktyce oznacza nagana? - To najłagodniejsza kara przewidziana w Kodeksie wykroczeń. Ma stanowić potępienie za dany czyn w przypadku uznania, że jest on społecznie szkodliwy. To jest pewien symbol - wyjaśnia Michał Troper, aplikant adwokacki i pełnomocnik właściciela kotów.
Sąd od Hałaczkiewicza zasądził też, na rzecz Skarbu Państwa, wydatki postępowania w kwocie 100 złotych i wymierzył mężczyźnie opłatę sądową w wysokości 30 złotych.
Do "przestępstwa" doszło na wrocławskich Krzykach:
Autor: tam/i/jb / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław, Shutterstock