W Sądzie Okręgowym we Wrocławiu rozpoczął się w środę proces apelacyjny policjantów oskarżonych o przekroczenie uprawnień i znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem. Mężczyzna zmarł po ich interwencji. Kolejną rozprawę wyznaczono na luty. Niewykluczone, że wówczas zapadnie prawomocny wyrok w tej sprawie.
Przed rozpoczęciem pierwszej z rozpraw apelacyjnych z dziennikarzami rozmawiał pełnomocnik rodziny Igora Stachowiaka. - Oczekujemy, że sąd nazwie rzeczy po imieniu. Igor Stachowiak był torturowany i funkcjonariusze policji powinni odpowiadać za jego śmierć - powiedział Mikołaj Pietrzak. I dodał: - Trzeba oddać sprawiedliwość Igorowi i jego rodzinie.
Na sali jeden z oskarżonych
Na korytarzu sądowym zebrała się też grupa osób, która chciała okazać swoje wsparcie dla rodziny zmarłego 25-latka. Wszyscy mieli na sobie koszulki z wykonanym po śmierci zdjęciem mężczyzny i napisami "prawo" i "sprawiedliwość". Jeden ze zgromadzonych mówił: - To są policjanci, wyszkoleni zawodowcy. Od nich oczekujemy ochrony naszych dzieci, a nie takiego zachowania. W środę przed sądem pojawił się tylko jeden z oskarżonych mężczyzn. W trakcie procesu przed sądem pierwszej instancji na sali w ogóle się nie pojawiał. Teraz składał wyjaśnienia uzupełniające i odpowiadał na pytania sądu, swojego pełnomocnika i oskarżyciela posiłkowego. Jednak z feralnego dnia niewiele pamiętał. W trakcie pierwszej rozprawy apelacyjnej zamknięto przewód sądowy. Pełnomocnicy oskarżonych wygłosili też część mów końcowych. Ich kontynuację zaplanowano na początek lutego. Niewykluczone, że wówczas zapadnie też prawomocny wyrok. Po rozprawie ojciec Igora Stachowiaka podkreślał, że jego syn nie może się już bronić. - Najwygodniej teraz upierać się, że to on był agresywny. Jednak jest to zakłamywanie rzeczywistości - stwierdził Maciej Stachowiak.
Sąd pierwszej instancji: rozmiar bólu i cierpienia były ogromne
W czerwcu 2019 roku wrocławski sąd uznał, że byli policjanci w trakcie zatrzymania 25-letniego Igora Stachowiaka przekroczyli swoje uprawnienia i dopuścili się znęcania nad pozbawionym wolności mężczyzną. Sąd podkreślał, że policjanci widzieli "wijącego się z bólu Igora Stachowiaka, a pomimo to po raz kolejny i kolejny ten ból mu zadawali przy użyciu urządzenia taser". - Rozmiar bólu i cierpienia, jak wskazują nagrania, były ogromne. Działania policjantów, choć krótkie, nie były pozbawione okrucieństwa - uzasadniał sąd. I skazał Pawła G., Pawła P. i Adama W. na kary dwóch lat więzienia. Mężczyźni mają też - zgodnie z wyrokiem pierwszej instancji - zapłacić po 10 tysięcy złotych rodzinie zmarłego mężczyzny.
Z kolei Łukasz R., który raził Stachowiaka paralizatorem, został skazany na dwa lata i sześć miesięcy pozbawienia wolności. Były policjant ma też zapłacić 15 tysięcy złotych na rzecz rodziny 25-latka.
Apelacja rodziny i oskarżonych
Rodzina Igora Stachowiaka chciała, by byli policjanci byli sądzeni za "nieumyślne spowodowanie śmierci poprzedzone torturami i przekroczeniem uprawnień". Odwołała się od rozstrzygnięcia sądu. - Nie zgadzamy się z wyrokami, są one dla nas zbyt łagodne. Tak naprawdę sąd nie orzekł, czy spowodowali śmierć. Dla nas ta sprawa jest cały czas niezakończona - mówił Maciej Stachowiak, ojciec zmarłego Igora. Apelacje od wyroku złożyli też wszyscy oskarżeni. Wnioskują o uniewinnienie. Jak w trakcie procesu przed sądem pierwszej instancji podkreślali obrońcy byłych policjantów, mężczyźni działali "w stanie wyższej konieczności".
Śmierć w komisariacie
25-letni Igor Stachowiak został zatrzymany 15 maja 2016 roku na wrocławskim Rynku. Kilka godzin później zmarł. Do nagrań pokazujących, jak wyglądała policyjna interwencja dotarł Wojciech Bojanowski, reporter "Superwizjera" TVN. Na nagraniach z kamery umieszczonej w paralizatorze widać leżącego na podłodze policyjnej toalety 25-letniego Stachowiaka. Jest skuty kajdankami i kilkukrotnie rażony prądem. Sekcja zwłok wykazała, że do nagłej śmierci mężczyzny doszło najprawdopodobniej na skutek połączenia trzech czynników: przyjęcia wysokich, toksycznych dawek amfetaminy, tramadolu oraz substancji z grupy syntetycznych katynonów, kilkukrotnego rażenia prądem z paralizatora, z powodu wywierania - prawdopodobnie wielokrotnego - silnego ucisku na szyję przez osobę lub osoby drugie podczas obezwładniania. Kolejne opinie wykazały, że 25-latek zmarł na skutek syndromu excited delirium, czyli zespołu groźnych dla życia powikłań, charakterystycznych dla narkomanów i osób z zaburzeniami psychicznymi. Śledztwo w sprawie śmierci mężczyzny prowadziła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. Po jego zakończeniu oskarżono czterech - byłych już - policjantów. Zdaniem śledczych, mężczyźni przekroczyli uprawnienia i znęcali się nad pozbawionym wolności zatrzymanym. Za to byłym mundurowym groziło do 12 lat pozbawienia wolności.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN