Prokuratura bada okoliczności śmierci rocznego chłopca z Głogowa na Dolnym Śląsku. Wstępne wyniki sekcji zwłok wskazały, że dziecko było niedożywione, a jako przyczynę zgonu biegli podali przewlekłą neuroinfekcję. Matka dziecka i jej partner usłyszeli zarzuty narażenia chłopca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnie doprowadzenie do jego zgonu. W czwartek sąd oboje tymczasowo aresztował.
Dziecko zmarło w poniedziałek (22 listopada). - Dyżurny otrzymał informację o braku oznak życiowych u rocznego dziecka w jednym z mieszkań w Głogowie. Otrzymał też informację o braku zespołów ratownictwa medycznego na terenie powiatu - powiedział młodszy kapitan Tomasz Michalski z głogowskiej straży pożarnej.
Tragedia w Głogowie. Dziecku nie udało się pomóc
Do akcji zadysponowano dwa zastępy strażaków. - Po dojeździe na miejsce zdarzenia okazało się, że zespół ratownictwa medycznego dojechał w tym samym momencie, co strażacy. Wspólnie z ratownikami udaliśmy się do mieszkania, a tam niezwłocznie przystąpiliśmy do udzielania pomocy dziecku - relacjonował Michalski.
Chłopca próbowano ratować, ale lekarz stwierdził jego zgon. Sprawę bada policja i prokuratura. - Na miejscu pracował prokurator, powołany został także lekarz sądowy - poinformował starszy aspirant Łukasz Szuwikowski z policji w Głogowie. Dodał, że matka chłopca była trzeźwa.
Prokuratura: dwie osoby zatrzymane w sprawie śmierci rocznego dziecka
Jak we wtorek poinformowała szefowa Prokuratury Rejonowej w Głogowie Katarzyna Kasperczak, w sprawie śmierci rocznego dziecka jeszcze w poniedziałek "zostały zatrzymane dwie osoby z domu".
- Te osoby zatrzymano w sprawie, a to oznacza, że na tym etapie nie usłyszały zarzutów. Badamy wszystkie wątki. W najbliższych dniach zostanie przeprowadzona sekcja zwłok, która pomoże wyjaśnić przyczyny zgonu - zapowiedziała prokurator. Dodała, że z uwagi na dobro śledztwa więcej informacji w tym momencie nie będzie udzielanych. Według lokalnych portali zatrzymania mają mieć związek z możliwymi zaniedbaniami wobec dziecka.
Wyniki sekcji chłopca - dziecko wychudzone z neuroinfekcją
Jak przekazuje prokuratura, w mieszkaniu, gdy doszło do tragedii, była matka, a jej partner był w tym czasie w pracy – nie jest ojcem. W czasie oględzin z udziałem lekarza nie stwierdzono u dziecka żadnych obrażeń, ale zauważono widoczne wychudzenie, niedożywienie. W mieszkaniu był też syrop wskazujący, że dziecko gorączkowało. Prokuratura podjęła decyzję o zatrzymaniu matki i jej partnera – żeby sprawdzić, czy stan dziecka miał wpływ na jego śmierć. Matka miała ograniczoną władzę rodzicielską, był ustalony kurator i asystent rodziny, ale kobieta nie chciała jego pomocy.
- Przeprowadzono sekcję, wstępne ustalenia potwierdziły znaczne wychudzenie u dziecka. Stwierdzono także przewlekłą neuroinfekcję – ta infekcja była przyczyną zgonu. Ze względu na ustalenia - proces mógł trwać od pewnego czasu - prokurator ocenił, że nie podejmując działań, (matka i jej partner - red.) narazili dziecko na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i doprowadzili nieumyślnie do jego zgonu, albowiem niewłaściwie się nim opiekowali. Chłopiec gorączkował, nie przyjmował pokarmów w odpowiednich ilościach, co doprowadziło do wychudzenia. Nie podjęli działań, nie wezwali lekarza. Został zlecony szereg opinii - przekazała w środę prokurator Lidia Tkaczyszyn, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
W środę trwały czynności, przedstawiane były zarzuty. Śledztwo prowadzi głogowska prokuratura, jednak ze względu na wagę czynu działa pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Prokurator uważa, że istnieją przesłanki do tymczasowego aresztowania i skierował takie wnioski do sądu.
W czwartek rano Sąd Rejonowy w Głogowie zdecydował o zastosowaniu środka zapobiegawczego w postaci trzymiesięcznego, tymczasowego aresztowania wobec matki zmarłego chłopca i jej partnera.
Pytania o karetkę
Dlaczego do zdarzenia wysłano strażaków, a nie pogotowie ratunkowe? - Zostaliśmy wezwani na pomoc, bo wolna karetka dopiero wracała z wypadku koło Polkowic. Ostatecznie na miejscu pojawiliśmy się równocześnie z ratownikami - podkreślił rzecznik głogowskiej straży pożarnej.
Prokurator potwierdziła, że na miejscu tragedii były obecne wszystkie służby – straż, policja oraz karetka pogotowia. Lokalne media podały, że karetka pogotowia przyjechała na miejsce po straży pożarnej. - Karetka była na miejscu, ale nie w pierwszej kolejności, tylko dojechała nieco później - przyznała prokurator.
O sprawę zapytaliśmy Pogotowie Ratunkowe w Legnicy, bo właśnie pod nie podlega teren Głogowa. - Zgodnie z zasadami zadysponowany został najbliższy wolny Zespół Ratownictwa Medycznego (ZRM) w stosunku od miejsca wezwania. Czas dojazdu to było kilkanaście minut. Musimy wziąć pod uwagę, że zespoły ratownictwa medycznego ciągle są w ruchu, ciągle jeżdżą i nie zawsze się zdarza, że zostaje zadysponowany ten zespół, który stacjonuje na miejscu - wyjaśniał Szymon Czyżewski, rzecznik Pogotowia Ratunkowego w Legnicy. - Może to być zespół, który zakończył realizację innego zlecenia w odległości kilku, kilkunastu kilometrów od miejsca wezwania - dodał.
Rzecznik legnickiego pogotowia przyznał, że w poniedziałek - gdy roczny chłopiec potrzebował pomocy - nie było "żadnego wolnego zespołu w miejscu stacjonowania". - Wszystkie zespoły były w trakcie realizacji innych zleceń, ale zgodnie z zasadami dysponowania ZRM zadysponowano pierwszy wolny, najbliższy miejsca wezwania zespół ratownictwa - tłumaczył Czyżewski.
Pogotowie: na miejscu byliśmy w 14 minut od zgłoszenia
Jak mówił rzecznik, zgłoszenie w sprawie dziecka pogotowie odebrało o godzinie 13.03, na miejscu ratownicy byli o godzinie 13.17. Młodszy kapitan Michalski ze straży pożarnej podawał natomiast, że zgłoszenie wpłynęło do dyżurnego głogowskiej straży o godzinie 13.13.
Czyżewski oświadczył, że wszystkie ambulansy, jakie do dyspozycji ma legnickie pogotowie ratunkowe, są aktywne, a stacja nie ma żadnych wyłączeń. - Z racji szalejącej czwartej fali pandemii choroby COVID-19 liczba wyjazdów znacząco się zwiększyła - zauważył rzecznik.
Czy w pogotowiu będą badać sprawę dojazdu karetki do mieszkania chłopca? - Przeprowadzimy swoje wewnętrzne postępowanie, a jeśli wystąpi do nas prokuratura, to na pewno uzyska informacje. Procedury dotyczące dysponowania ZRM zostały zachowane. Zespoły stacjonujące w Głogowie realizowały inne wezwania, także do przypadków covidowych. Wszystkie zespoły w trakcie przyjęcia zlecenia, realizowały inne zadania - powtórzył Czyżewski.
Źródło: TVN24 Wrocław, PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu