Pilot, który leciał śmigłowcem, nie miał żadnych oficjalnych kwalifikacji do jego pilotowania, a maszyna została poddana przeróbkom, które utrudniały latanie nią - wynika ze wstępnego raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, która sprawdza, jak doszło do katastrofy ultralekkiego śmigłowca w Strzegomiu.
Do katastrofy doszło 30 czerwca. – O godzinie 20.21 spadł w graniach Strzegomia lekki śmigłowiec. W środku było dwóch mężczyzn. Jeden w wieku 46 lat, drugi w wieku 48 lat. Obaj byli mieszkańcami Dolnego Śląska – mówił wówczas Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy. I dodawał: - Wszczęliśmy śledztwo w sprawie nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu nieustalonych osób i w wyniku której śmierć poniosły dwie osoby.
Przyczyny zdarzenia ustala też Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Znany jest już jej wstępny raport.
Trudności pojawiły się pięć kilometrów po starcie
Według ustaleń zwartych we wstępnym raporcie PKBWL śmigłowiec wystartował z miejsca, gdzie znajdowała się jego baza i miał przelecieć do miejsca oddalonego o około siedem kilometrów. Na pokładzie maszyny oprócz pilota-właściciela śmigłowca był też pasażer.
"W trakcie przelotu, w odległości ok. pięciu kilometrów od miejsca startu wystąpiły trudności z zachowaniem równowagi śmigłowca w locie, poprzedzone, według świadków, nienormalnymi odgłosami pracy zespołu napędowo-wirnikowego. Pilot nie zdołał opanować śmigłowca, który o godz. 20.20 (...) zderzył się z ziemią, ulegając całkowitemu zniszczeniu" - napisano we wstępnym raporcie PKBWL.
PKBWL: pilot nie posiadał żadnych oficjalnych kwalifikacji do pilotowania
Według wstępnego raportu pilot "nie posiadał żadnych oficjalnych kwalifikacji do pilotowania śmigłowca". W trakcie badania tego wypadku ustalono również, że śmigłowiec Phoenix UH-22 to przeróbka certyfikowanego zużytego, przeszło 30-letniego śmigłowca Robinson R22 Beta. W wyniku przeróbki śmigłowiec został "przeklasyfikowany" do kategorii ultralekkiej.
Wymieniono w nim tapicerkę i fotele, a oryginalne łopaty wirnika głównego zamieniono na lżejsze - kompozytowe, które – jak wskazano we wstępny raporcie – był "pozbawione jakichkolwiek oznakowań wytwórcy i wyprodukowane przez firmę nie posiadającą certyfikatu producenta lotniczego".
Usterek technicznych nie stwierdzono
"Stwierdzono również, że w opinii pilota-właściciela po wymianie łopat właściwości pilotażowe śmigłowca uległy znacznemu pogorszeniu, a latanie na nim stało się bardzo trudne. Pilot-właściciel śmigłowca był przyuczany do jego pilotowania przed wymianą łopat przez dwie różne osoby i w trakcie tego przyuczania wylatał ok. 50 godzin" - podała PKBWL we wstępnym raporcie.
PKBWL wskazał, że w trakcie oględzin rozbitego śmigłowca nie stwierdzono usterki technicznej, która mogła wystąpić przed wypadkiem, poza "wyraźnym nie doklejeniem krawędzi spływu jednej z łopat wirnika głównego".
Śledztwo prokuratury wciąż trwa.
Źródło: PAP, TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24