Nie w sobotę, ale w przyszłym tygodniu, odbędzie się pogrzeb Maksymiliana Starościaka, motocyklisty, który zginął w wypadku podczas wyprawy dookoła świata. Firma, która miała sprowadzić jego ciało do Polski, miała problemy administracyjne.
Do wypadku Maksa i Krzysztofa, motocyklistów z Wrocławia, doszło w ubiegły piątek na górskiej drodze w Ekwadorze. Jechali trasą w stronę granicy z Kolumbią, kiedy zza zakrętu wyjechało rozpędzone auto. Kierowca prawdopodobnie ściął zakręt i wjechał prosto w motocyklistów. Maks zginął na miejscu.
- Najpierw chcieliśmy, żeby ciało Maksa wróciło do Polski we wtorek, ale nie było szans na przygotowanie wszystkiego. Kolejny plan zakładał więc, że samolot z trumną wyleci do kraju w czwartek, a w sobotę odbędzie się pogrzeb Maksa. To się jednak nie udało - przyznaje dr Ryszard Bartoszewicz, rzecznik Akademii Wychowania Fizycznego z Wrocławia, której studentem był chłopak.
Kłopoty z formalnościami
Jak tłumaczy Bartoszewicz, opóźnienie wynika z kłopotów administracyjnych, na które napotkała firma wynajęta przez ubezpieczyciela.
- Problem też w tym, że samolot, którym Maks miałby wrócić do kraju, nie lata codziennie. Najbliższy termin to sobota i na niego postaramy się zdążyć - dodaje Bartoszewicz.
Pogrzeb ma się odbyć jak najszybciej, ale żaden konkretny termin nie został jeszcze wyznaczony. Chłopak ma być pochowany na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.
Prawdopodobnie w pogrzebie weźmie udział Krzysztof Wróblewski, który towarzyszył Maksowi w podróży dookoła świata. Chłopak jeszcze w czwartek ma być w Polsce.
W pogoni za marzeniem
Ich marzeniem było przejechanie na motocyklach 37 krajów. Z Wrocławia wyjechali we wrześniu ubiegłego roku. Byli na Bałkanach, zjechali południową część Azji, zwiedzili Australię i stamtąd dostali się do Ameryki Południowej. Do Wrocławia mieli dotrzeć za miesiąc.
Autor: ansa / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne | Martyna Parus