Zbliża się prognozowany przez wojewodę dolnośląskiego termin otwarcia szpitala tymczasowego we Wrocławiu dla osób zakażonych koronawirusem. Zgodnie z zapowiedzią, ma on rozpocząć funkcjonowanie 20 listopada. Praca na budowie wre. Gorzej z obsadą. Docelowo ma tam pracować 900 osób. Jak dotąd zgłosiło się kilkadziesiąt.
O adaptacji centrum kongresowego przy ul. Rakietowej na szpital tymczasowy informowaliśmy już pod koniec października. W halach i specjalnie stawianym namiocie pomieści się 400 łóżek (w tym 50 respiratorowych) dla pacjentów chorujących na COVID-19.
- To nie jest sala z łóżkami dla chorych. To jest szpital. W związku z tym będzie tam pełna diagnostyka, czyli tomograf komputerowy, stacje RTG oraz duża apteka, która cały czas wymaga uzupełniania. Pacjenci potrzebują leków, płynów, również jedzenia w postaci płynnej. Będą tam sale zabiegowe, z których jedna będzie przypominała salę operacyjną. Wszystko planujemy tak, żeby było bezpieczne dla pacjentów i personelu. To jest gigantyczne przedsięwzięcie - mówił na jednej z konferencji prasowych Maciej Bluj, pełnomocnik wojewody do spraw szpitala tymczasowego.
W kompleksie szpitala tymczasowego znajduje się też hotel, który ma stanowić zaplecze dla personelu lekarskiego, rekrutowanego pod nadzorem Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego. Jak się okazuje, baza noclegowa wcale nie musi być łatwa do zapełnienia.
Problemy kadrowe
Kiedy pod koniec października wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski w rozmowie z TVN24 ogłaszał utworzenie szpitala, wskazał przewidywaną datę rozpoczęcia jego funkcjonowania - 20 listopada. I choć prace budowlane idą pełną parą, to z zapewnieniem odpowiedniej opieki pacjentom do tego terminu, może być już problematyczne.
- Potrzebujemy około 900 pracowników. W tym ponad 200 lekarzy: anestezjologów - również w trakcie specjalizacji, zakaźników, internistów, ale też innych specjalności, którzy mogliby pomóc. Oprócz tego ponad 600 pielęgniarek, ratowników, fizjoterapeutów, farmaceutów, pracowników administracyjnych, ale też wolontariuszy. Zapraszamy studentów wydziałów medycznych, dla każdego znajdzie się miejsce. To czas, gdzie od postawy każdego z nas zależy los innych ludzi - mówi Barbara Korzeniowska, zastępca dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
I tu pojawia się problem. Zapotrzebowanie - jak wprost wynika z wypowiedzi dyrektorki - jest ogromne. Na razie zgłosiło się kilkadziesiąt osób, mniej niż 10 procent obsady. Braki kadrowe mogą zweryfikować plany. Korzeniowska nie wyklucza, że uruchamianie szpitala, ze względów organizacyjnych, może odbywać się etapami.
- Czas jest trudny. Personel medyczny też choruje, jest na kwarantannach czy w izolacjach. Nawet w naszym szpitalu są dni, kiedy nie mamy 20 procent personelu. Apelujemy do wszystkich, którzy aktualnie nie pracują z pacjentami z covidem. Każda osoba jest dla nas cenna, ona stworzy zespół. A każda osoba dołożona do zespołu zwiększa możliwości opieki nad pacjentami i ich bezpieczeństwo. Nawet wzięcie dwóch, trzech dyżurów w tygodniu będzie dla nas ogromną pomocą - zaznacza wicedyrektorka USK.
Zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju sprzęt medyczny czy łóżka, składane jest do Agencji Rezerw Materiałowych.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław