Pan Artur z Michałkowic na Opolszczyźnie spędził prawie trzy tygodnie w szpitalu, chorując na COVID-19. Obecnie jest już zdrowy i w domowym zaciszu wraca do sił. Kiedy już je odzyska, chciałby odwdzięczyć się za otrzymaną pomoc i samemu pójść tam, gdzie potrzebne są ręce do pracy.
Artur Kramarczyk podzielił się w piątek swoją historią na antenie TVN24. Mężczyzna gra w tenisa stołowego w polskiej i czeskiej lidze. Zakaził się - podobnie jak 11 innych osób - od jednego z zawodników z Czech. Kramarczyk przyznaje, że matka jego kolegi zmarła po tym, jak została zakażona. On miał więcej szczęścia.
"Myślałem, że to zwykła grypa"
- Objawy miałem takie typowo grypowe. Bóle mięśni, bóle głowy, ogólne osłabienie. W życiu nie podejrzewałbym, że będzie to koronawirus. Podchodziłem do tego na totalnym luzie, że jest to zwykła grypa. Nie miałem ani kaszlu, ani duszności. Przeleżałem tydzień w łóżku w domu - opowiada.
Jednak gdy objawy się nasilały, wraz z matką podjęli decyzję, że najlepiej będzie pojechać do szpitala. 15 marca udali się do placówki w Głubczycach. Tam, po wywiadzie, skierowano ich do szpitala zakaźnego.
W szpitalu w Raciborzu pacjentowi pobrano wymaz. Następnego dnia lekarka poinformowała go, że wynik jest pozytywny. Został umieszczony w trzyosobowej sali, razem z innymi zakażonymi.
Artur Kramarczyk spędził w szpitalu prawie trzy tygodnie. Leczenie zakończyło się pomyślnie i z początkiem kwietnia mógł opuścić placówkę. Wrócił do domu. Mężczyzna nie jest formalnie objęty kwarantanną, ale zgodnie z zaleceniami pracownika sanepidu, od tygodnia nie opuszcza domu. Tak, aby organizm miał czas odpocząć po infekcji i wrócić do dobrej formy.
Pomóc innym
Mężczyzna zapewnia, że kiedy dojdzie już do pełni sił, nie zamierza czekać bezczynnie na rozwój sytuacji. Z autopsji wie jak wygląda sytuacja w placówkach ochrony zdrowia. Otrzymał już pomoc. Teraz sam chce ją ofiarować.
- O tym, że mogę pomagać innym w ramach wolontariatu poinformowała mnie pielęgniarka w szpitalu. Skoro przechorował chorobę, jestem wyleczony, mógłbym pomóc. Zdecydowałem, że mógłby to być Dom Pomocy Społecznej w Jakubowicach. Czytałem, że mają tam duży problem z personelem medycznym. Pomyślałem, że mógłbym tam pracować nie jako opiekun, żeby się zajmować pacjentami, ale jako goniec. Przynieść posiłki, wynieść śmieci, czy wykonywać inne zajęcia techniczne, aby odciążyć personel - tłumaczy Kramarczyk.
Z tych konkretnych planów na razie nic nie wyszło. DPS w Jakubowicach potrzebuje bowiem medycznego personelu. Pan Artur zapewne będzie szukał innych możliwości. O trudnej sytuacji placówki w Jakubowicach pisaliśmy na portalu tvn24.pl.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Artur Kramarczyk