Szkoły nie były przygotowane na nadejście pandemii COVID-19, dlatego w swoich budżetach nie mają pieniędzy na zakup niezbędnych, przed rozpoczęciem roku szkolnego, środków ochrony. Jak mówi dyrektor jednego z liceów w Bolesławcu (województwo dolnośląskie), fundusze trzeba przesuwać. - Musimy sobie radzić. Radzimy sobie tak, jak możemy - podkreśla Mirosław Sakowski.
1 września do szkół w całej Polsce wrócą uczniowie i nauczyciele. Lekcje - w związku z pandemią COVID-19 - będą odbywały się w zmienionych warunkach. O przygotowaniach swojej szkoły mówił na antenie TVN24 Mirosław Sakowski, dyrektor II Liceum Ogólnokształcącego w Bolesławcu. Jak przyznał, dyrektorzy "radzą sobie tak, jak mogą".
Sto litrów płynu i jeden automat od ministerstwa
- W budżecie szkoły nie ma środków na zakup dodatkowych maseczek i płynów dezynfekujących, ale musimy sobie radzić. Mamy dobrą współpracę z władzami powiatu, ze starostą, który dostrzega te problemy i pozwala nam przesuwać środki - mówił Sakowski, który był gościem "Wstajesz i Wiesz". I dodawał: - Do tej pory otrzymałem z ministerstwa około stu litrów płynu do dezynfekcji rąk i jeden automat. Wszystkich pozostałych zakupów dokonuję z budżetu. Jak przyznał Sakowski, kupić trzeba nie tylko płyn do dezynfekcji rąk, ale też ten do dezynfekcji sal, maseczki i przyłbice. - W ostatnim czasie otrzymaliśmy maila z ministerstwa o tym, że będą przyznaje dodatkowe środki typu maseczki, ale nie wiem, w jakich ilościach, bo nie dostaliśmy odpowiedzi - podkreślił dyrektor II LO w Bolesławcu. OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Wytycznych nie ma, ale dyrektor sam wprowadził wymóg
A maseczki i przyłbice w tej szkole będą szczególnie potrzebne. Wszystko dlatego, że Sakowski podjął decyzję o tym, że uczniowie i nauczyciele będą musieli - wszędzie tam, gdzie nie da się zachować dystansu społecznego - zasłaniać nos i usta. - Brakuje nam jednoznacznego stanowiska ze strony ministerstwa dotyczącego ochrony ust i nosa. Z jednej strony do sklepu osiedlowego, gdzie wchodzą trzy osoby, trzeba zakładać maseczki, a do mojej szkoły przyjdzie 400 uczniów i 50 pracowników i takiego wymogu nie ma - dziwi się dyrektor, który sprawy wziął w swoje ręce. - Ja osobiście wprowadziłem taki wymóg, bo odpowiadam za zdrowie moich uczniów i pracowników - podkreślił. CZYTAJ RAPORT TVN24.PL NA TEMAT KORONAWIRUSA W POLSCE I NA ŚWIECIE
Dyrektor był pytany także o to, jakie - przed rozpoczęciem roku szkolnego - pytania kierują do niego rodzice i jakie wątpliwości mają nauczyciele. Okazuje się, że ci pierwsi, których dzieci mają problemy zdrowotne, pytają, czy w szkole będzie możliwość nauczania hybrydowego. Jednak, jak przyznaje dyrektor, na razie na to pytanie nie jest w stanie odpowiedzieć. Z kolei nauczyciele, głównie ci starsi, obawiają się tego, że mogą zostać zakażeni koronawirusem poprzez kontakt z uczniami.
MEN: możliwe trzy modele nauczania
We wtorek na konferencji prasowej minister edukacji Dariusz Piontkowski zapewnił o pomocy dla szkół w zaopatrzeniu w płyny do dezynfekcji i maseczki. MEN opublikowało też poradnik dla dyrektorów szkół i nauczycieli. Zawiera on zbiór dobrych praktyk i wskazówek, jak organizować naukę hybrydową lub zdalną. Według MEN, podstawowym modelem ma być nauka stacjonarna w szkołach. Będzie też możliwy model mieszany: dyrektor szkoły po uzyskaniu zgody organu prowadzącego i na podstawie pozytywnej opinii sanepidu może zadecydować, że część dzieci lub klas będzie uczęszczać do szkoły w tradycyjnej formie, a część uczyć się na odległość. Przy większym zagrożeniu epidemicznym w grę wchodzi też przejście całej szkoły na edukację zdalną. Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, na proponowanych przez MEN rozwiązaniach nie pozostawia suchej nitki. - Resort edukacji zmarnował czas na przygotowanie szkół do powrotu uczniów. Działania ministra są chaotyczne i stąd decyzja o przeniesieniu odpowiedzialności na dyrektorów - mówił na antenie TVN24.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24